Na pierwszy ogień idzie tofucznica. Moja pani dietetyk zaleciła mi przejście na ścisły weganizm z wykluczeniem glutenu. Najlepszą dla mnie dietą ma być pescoweganizm bez glutenu właśnie. O szczegółach pewnie rozpiszę się innym razem. Czasem jest mi naprawdę ciężko by zjeść cokolwiek, muszę się na nowo uczyć komponować dania. Zwykle rano zjadłabym kanapkę lub wbiłabym trzy jajka na patelnię z odrobiną masła i po wszystkim, ale nie teraz...
Na porcję dla mnie użyłam:
paczka tofu z bazylią
jeden mniejszy pomidor
odrobina tłuszczu kokosowego lub rzepakowego
pieprz i sól kala namak do smaku
Na odrobinie oleju poddusiłam pokrojonego w kostkę pomidora, tak żeby się ładnie rozpadał. W międzyczasie w miseczce rozdrobniłam widelcem bazyliowe tofu. Przerzuciłam je na patelnię, doprawiłam pieprzem i sporą ilością drobnej czarnej soli kala namak. Smażyłam chwilkę do uzyskania ulubionej konsystencji. I gotowe!
Nigdy nie byłam fanką tofucznicy, nigdy mi nie smakowała. Zdradzę Wam sekret mojego ideału.
- Sól kala namak robi tutaj niesamowitą robotę, a mianowicie robi ją jej niesamowity jajeczny aromat. Nie jest droga, a zmienia smak tofucznicy tak że zaciekli jajkożercy byli zachwyceni.
- Bazyliowe tofu. Ze zwykłym tak dobra nie wychodzi. Zwykłe jest za suche no i totalnie bez smaku! Tu kompozycja bazylii, aromatu kala namak i pomidorka to jest to!
Wasza Ewelina.