niedziela, 31 marca 2013

Gotowany sernik czekoladowy z suszonymi śliwkami.

Wczoraj wieczorem stwierdziłam, ze jednak mam ochotę na sernik, ale nie na taki zwyczajny. Bardzo lubię gotowane serniki, bo są tak przyjemnie wilgotne i delikatne. Pierwszy zamysł smakowy był zupełnie inny, ale jak zerknęłam do szafki i zobaczyłam suszone śliwki to już wiedziałam. Śliwka w czekoladzie - to jest to!


Potrzebne składniki:
1kg twarogu sernikowego
łyżka masła
sześć łyżek cukru trzcinowego
100g suszonych śliwek
trzy kopiaste łyżki gorzkiego kakao
siedem łyżek kaszy manny

Na najmniejszym ogniu, w garnku z nie przywierającym dnem rozpuściłam spora łyżkę masła, a na nie wsypałam cukier. Zamieszałam i powoli zaczęłam nakładać twaróg. Po kilka łyżek i od razu dokładnie mieszałam, aż do końca wiaderka. Masa serowa robiła się coraz bardziej płynna. Do lekko bulgocącej masy wrzuciłam posiekane suszone śliwki. Z paczki wybierałam te niezbyt twarde, by lekko rozpadły się w serze. Nie można zapominać o mieszaniu masy, bo może się szybko przypalić. Gdy masa się zagotowała i miała wyraźnie śliwkowy posmak powoli wsypywałam kakao, mieszałam dokładnie by nie zostały żadne grudki. Czekałam do kolejnego zagotowania. Przysypałam mannę do szklanki i bardzo wolno, dosłownie po pół łyżki wsypywałam ja płasko na wierzch masy i mieszałam okrężnymi ruchami by nie powstały grudki. Jeśli wsypalibyśmy od razu całą mannę mogłaby powstać jedna wielka kluska, a chcemy jeść gładki sernik. Chwilkę to trwało, ale nie powstały grudki, więc było warto. Masa za sprawą manny będzie gęstniała, a że dzieje się to na małym ogniu spokojnie zdążymy wmieszać całą. Czekamy, aż masa lekko zgęstnieje, ale będzie dała się przelać do foremki. Neutralny smak manny sprawdza się tu lepiej niż budyń.
Do schłodzenia sernika użyłam pojemniczka 20x13cm wysoki na 9cm (wystarczyło na styk!), ale z powodzeniem można go zrobić w mniejszej keksówce. Naczynie trzeba wyłożyć dużym kawałkiem folii spożywczej, by sernik można było łatwo wyjąć. Tak więc masę przelałam do pojemniczka wyłożonego folią, nie zawijałam jej aż nie przestygł. Później zawinęłam na górze nadmiar folii, zamknęłam pojemniczek i wstawiłam na noc do lodówki.
Sernik ładnie stężał w lodówce i można go było wyjąć z pojemniczka i dosyć łatwo odwinąć z folii. Pokroiłam go ciepłym, cienkim nożem.

Cukru może się wydawać mało, ale pamiętajmy że śliwki są bardzo słodkie i dużo z tej słodyczy oddadzą serowej masie. Jednak kiedy spróbujemy już gotową masę i wyda nam się mało słodka można jeszcze dodać cukier. Według mnie jest to zbędne, bo po co się na siłę zasładzać.

Smacznego! ;))

sobota, 30 marca 2013

Wiosenna sałatka z serkiem wiejskim.

Tę sałatkę zazwyczaj jadam na śniadanie, jednak dziś naszła mnie na nią ochota wieczorem. Do tego pyszny żytni chleb na zakwasie posmarowany masłem. Często podaję ją do jajek na miękko.
Jest bardzo lekka i może się przydać na świąteczne przejedzenie ;).


Dla dwóch osób:
sześć rzodkiewek
pół ogórka
trochę szczypiorku
400g serka wiejskiego
sól i pieprz

Umyte warzywa obieram i ucieram na jarzynowej tarce. Dodaję serek wiejski z którego uprzednio odlałam całą śmietankę, oraz posiekany szczypiorek. Doprawiam szczyptą soli i spora ilością świeżo zmielonego pieprzu. Mieszam by smaki się połączyły.

Smacznego!

piątek, 29 marca 2013

Placki ziemniaczane ze szpinakiem i sosem z niebieskiego sera.

Placki ziemniaczane to dla mnie lek na każdą bolączkę. Podobno w trudnych chwilach kobiety jedzą czekoladę, a ja zajadam placki. A gdy się rozchorowałam zamiast rosołu, leczyłam się plackami ;).


Na 17 placuszków potrzebujemy:

około 1,5 kg ziemniaków
duża biała cebula
100g mrożonego szpinaku
szczypiorek
5-6 kopiastych łyżek pszennej mąki
sól i pieprz
olej rzepakowy

Ziemniaki obrałam, umyłam i razem z obraną cebulą utarłam na papkę. W garnuszku odparowałam wodę ze szpinaku i dodałam go do ziemniaków. Delikatnie posoliłam i zmieliłam sporo pieprzu. Posiekałam trochę szczypiorku z czosnku i z cebulki. Dodałam mąkę i dokładnie wymieszałam. Na rozgrzanym oleju smażyłam placuszki z półtorej łyżki masy. Odwracałam je przy pomocy płaskiej drewnianej szpatułki. Szybko się rumienią i są przyjemnie delikatne.

Placuszki polałam troszkę eksperymentalnym sosem z niebieskiego sera, zrobionym na jogurcie zamiast na śmietanie.

na sos:
duży kubek gęstego naturalnego jogurtu
100g sera z niebieską pleśnią np. Srebrzysty Lazur
łyżka octu jabłkowego
pieprz do smaku

Wszystkie składniki potraktowałam blenderem i tak powstał ten pyszny sos. Po wyjęciu z lodówki jest przyjemnie gęsty. Jednak najbardziej bogaty smak ma w temperaturze pokojowej. Wystarczy przed serwowaniem wyjąć go z lodówki i postawić na stole.
Ser można utrzeć z jogurtem za pomocą widelca, wtedy sos będzie bardziej ziarnisty. Nie soliłam, bo ser sam w sobie był dosyć słony. Przelałam do słoika i przechowuję w lodówce. Dziś ma już pięć dni i nadal jest pyszny.

Smacznego! ;)

czwartek, 28 marca 2013

Krem do wafli, czekoladowy z orzechami włoskimi.

Bogaty smak czekolady i orzechów włoskich, nie za słodki. Dla mnie idealny. Obawiałam się, że będzie tłuste w smaku, ale nic z tego! Od wczoraj zostało tylko kilka sztuk gotowych wafelków., więc nie tylko mi smakują ;). Jedna porcja pojechała dziś rano do Poznania i tam też krem się sprawdził.


250g margaryny roślinnej lub masła
pół szklanki cukru trzcinowego
trzy kopiaste łyżki gorzkiego kakao
pół szklanki mleka
szklanka wyłuskanych orzechów włoskich

Posmarowałam:
180g opakowanie wafli, 5 sztuk 29cmx23cm

Margarynę przełożyłam do niskiego garnuszka, wsypałam cukier i powoli rozpuszczałam. Mieszałam, aż cukier rozpuścił się w tłuszczu. Dodałam kakao i uprzednio zmielone w malakserze włoskie orzechy. Teraz masa zaczęła się robić gęsta i na powierzchni było widać plamki tłuszczu, po wlaniu mleka całość zrobiła się bardziej jednolita. Masę trzeba cały czas ostrożnie mieszać, bo bardzo szybko może się przypalić. Gdy zacznie bulgotać zdejmuję z ognia i odstawiam do przestygnięcia. Od czasu do czasu mieszałam by na stygnącym kremie nie powstała skorupka. Jeszcze lekko ciepłym, ale już dającym się nabrać łyżką kremem równo smarowałam wafle. Na zasadzie wafel i na niego krem, znów wafel i krem oraz oczywiście na samą górę suchy wafel. Przełożone kremem wafle zawinęłam folią spożywczą, położyłam na górę dużą deseczkę, aby ładnie się skleiły i nawilżyły od kremu. Schowałam na noc do lodówki. Następnego dnia, ostrym i ciężkim nożem pokroiłam na kawałki. Najlepiej przechowywać je w lodówce.

Smacznego! ;))

środa, 27 marca 2013

Razowy chlebek naan.

Chlebki naan zazwyczaj służą do maczania w sosie lub nabierania curry. Służą za jadalne sztućce. Można je robić z dodatkiem czarnuszki, ziół czy posmarować aromatyczną oliwą. Moje są inne, bo razowe i nadziane!


Na 5-6 solidnych chlebków:
trzy szklanki mąki pszennej razowej typu 2000
około 300ml ciepłej wody
duża łyżka naturalnego jogurtu
łyżeczka trzcinowego cukru
łyżeczka drobnej soli morskiej
paczka 7g suchych drożdży
trzy łyżki oleju lub oliwy


Mąkę wsypuję do miski razem z solą, cukrem i drożdżami. Suche składniki mieszam placem. Wlewam wodę i wkładam łyżkę jogurtu. Mieszam drewnianą łyżką, żaby składniki w miarę się połączyły. Następnie umytą ręką wyrabiał ciasto, dodaje oliwę i nadal przez kilka minut wyrabiam. Ciasto było sprężyste, jędrne i lekko lepkie. W przypadku gdy ciasto jest za suche można dolać odrobinę wody, a gdy za bardzo lepi się do rak podsypujemy mąką. Wyrobione ciasto przykryłam ściereczką i odstawiłam na niecałą godzinę w ciepłe miejsce. Z wyrośniętej kulki rękami oprószonymi mąką odrywałam kawałki wielkości pięści i rozpłaszczyłam je w dłoniach. Od drożdżowego ciasta wałek staram się trzymać z daleka, po co je całe spłaszczać. Palcami nadamy ciastu ciekawszy, bardziej rustykalny kształt. Uformowany placek położyłam na gorącej teflonowej patelni. Musi lekko urosnąć i ładnie się zarumienić, trwa to po kilka minut z każdej strony. Gorące chlebki można posmarować ziołową oliwą, ale ja moje ostrożnie rozcięłam i zrobiłam w nich kieszonki. Do środka włożyłam ulubione składniki.  

Jako dodatek możemy użyć chyba wszystkiego. W moim zestawie była kukurydza, czerwona fasolka, rzodkiewka, kapusta pekińska, pomidor, marynowana cebulka, konserwowa papryka i czosnkowy sos.


Było pyszne. Bardzo sycące, ale po zjedzeniu nie miało się uczucia ciężkości. Na pewno nie raz wrócę do tego przepisu, bo rodzinka była zachwycona ;).

Jeśli zrezygnujemy z jogurtu i dodamy odrobinę więcej wody, chlebki będą wegańskie. 


Smacznego!

poniedziałek, 25 marca 2013

Polenta z szybką sałatką z roszponki.

Dziś na obiad odgrzałam polentę zrobioną według tego przepisu, a do niej szybką sałatkę z roszponki.


Do polenty przy podgrzewaniu dolałam odrobinkę wody by łatwiej było ją mieszać, bo przez noc zrobiła się bardziej zwarta. Dodałam sporą szczyptę soli, kawałek masła czy odrobina sera oraz pieprz też dobrze jej zrobiły. Należy ja podgrzewać na małym ogniu, żeby się nie przypaliła.

Na sałatkę wzięłam:
garść roszponki
łyżkę lekko ostrej musztardy ziarnistej
pięć suszonych pomidorów z oliwy
trzy łyżki oleju rzepakowego
pieprz kolorowy

Roszponkę opłukałam i obcięłam korzonki, ale nie trzeba tego robić. Wystarczy umyć. Do miski dodałam musztardę i pokrojone na mniejsze kawałki pomidorki. Dolałam olej i wymieszałam, żeby smaki się połączyły. Zmieliłam pieprz i wrzuciłam roszponkę. Delikatnie, ale dokładnie wymieszałam z dressingiem. Sałatka gotowa do podania.

Smacznego!

niedziela, 24 marca 2013

Mocno czekoladowy napój z korzenną nutą.

O pogodzie wiele wspominać nie muszę. Spieszę za to ze wsparciem w formie rozgrzewającego napoju ;).


Dla dwóch osób:

szklanka wody
dwa owoce kardamonu
centymetr kory cynamonowej
łyżka trzcinowego cukru i 10 słodzików
dwie kopiaste łyżki gorzkiego kakao
półtorej szklanki mleka

Do garnuszka wlałam wodę i wrzuciłam przyprawy. Gotowałam na mocnym ogniu przez kilka minut, aż zaczął się unosić przyjemny aromat i połowa płynu odparowała. Zmniejszyłam ogień i dodałam cukier ze słodzikiem, można oczywiście osłodzić tym na co tylko mamy ochotę. Wsypałam kakao i zamieszałam by je rozprowadzić. Gdy zaczęło się gotować jeszcze bardziej zmniejszyłam ogień i powoli wlewałam mleko. Nie gotowałam, chciałam by tylko się podgrzało. Rozlałam do kubków i jakoś przez przypadek do mojego wlało się więcej ;).

Smacznego i dobrej nocy wszystkim!

Polenta z wędzonym twarogiem, rukolą i natką pietruszki.

Kolejne podejście do polenty. Tym razem bez dodatku sosu, ale równie smacznie. Z tych proporcji wychodzi idealnie gładka i niezbyt twarda polenta. Jest przyjemnie jędrna i cudownie rozpływa się w ustach. Dla mnie są to idealne proporcje. Poprzednia była zdecydowanie gęstsza, a przez co odpowiednia z sosem. Tę podałam z domowymi buraczkami.


Dla czterech osób:
litr wrzątku
250ml kaszki kukurydzianej
mała łyżeczka soli do smaku
łyżka posiekanej natki pietruszki
łyżeczka masła
garść rukoli
150-200g wędzonego twarogu

Do garnka z nie przywierającym dnem wlałam litr wrzątku, który doprawiłam solą. Dodałam pietruszkę i woda zrobiła się lekko zielona. Gdy zaczęła wrzeć zmniejszyłam ogień i stopniowo wsypywałam kaszkę, stale mieszając trzepaczką by nie powstały grudki. Ciągle mieszając gotowałam przez około 5 minut. W tym czasie polenta mocno zgęstniała i zaczęła bulgotać. Zdjęłam z ognia, dodałam łyżeczkę masła oraz opłukaną i posiekaną rukolę. Dokładnie wymieszałam, postawiłam garnek na minimalnym ogniu i dodałam pokruszony ser. Wymieszałam i ostrożnie spróbowałam. W razie potrzeby należy dosolić.

Smacznego! ;)

sobota, 23 marca 2013

Makaron z białym serem w sosie karmelowym z kardamonem i orzechami włoskimi.

Makaron z białym serem na słodko to dla wielu z nas jeden ze smaków dzieciństwa. Ten tutaj jest wersją odrobinę bardziej dorosłą. Podsmażanie makaronu w karmelowym sosie zapewnia mu niezwykłą konsystencję, taką jakby lekko gumowatą. Ciężko jest ją opisać. Makaron jakby lekko przejmował właściwości ciągnącego się karmelu. Jednych wciągnie, a innym nie zasmakuje. Nam bardzo odpowiada. Jest dziwna i pociągająca jednocześnie.


200g makaronu farfalle
pół szklanki cukru trzcinowego
100ml wody
dwa większe owoce kardamonu
łyżka masła
150ml mleka
pięć małych włoskich orzechów
250g chudego białego sera

Na teflonową patelnię wsypałam cukier, nalałam wodę i włożyłam kardamon. Kiedy zaczęło bulgotać wstawiłam wodę na makaron, który ugotowałam według przepisu na opakowaniu. Gdy cukier się rozpuści i wyraźnie zaczyna zmieniać zapach i kolor trzeba go uważnie obserwować. Z białym cukrem jest prościej, bo od razu widać jak ciemnieje. Przy trzcinowym zawsze patrzę na bąbelki na karmelu, pierw są duże i jaśniejsze, a z czasem robią się coraz mniejsze, a karmel bardziej intensywny i ciemniejszy. Nie mieszam karmelu żadną łyżką, a jedynie od czasu do czasu pokręcę patelnią by poruszyć całością. Wszystko to odbywa się na dosyć mocnym ogniu. Coraz częściej czekam, aż karmel zaczyna dymić, ale bezpieczniej jest gdy karmel wyraźnie zgęstnieje wziąć łyżeczkę i delikatnie zamoczyć czubek w bulgocącej masie. Jeśli po podniesieniu łyżeczki karmel zamieni się w nitkę i od razu zastygnie, wtedy zdejmuję go z ognia i wkładam masło. Delikatnie drewnianą łyżką je rozprowadzam, aby powoli obniżyć temperaturę karmelu. Jak już się rozpuści to stopniowo wlewam mleko i znów wstawiam na ogień. Mieszam, aż karmel się całkowicie rozpuści i czekam aż część płynu odparuje. W tym czasie makaron jest już ugotowany, przelany zimną woda i czeka na swoją kolej na durszlaku. Gdy połowa płynu odparuje wrzucam wyłuskane, posiekane orzechy, mieszam i zostawiam na chwilkę by wzbogaciły aromat sosu. Dorzucam makaron i mieszam, by cały pokrył się sosem. Nie należy się przejmować nadmiarem sosu, bo jeszcze odparuje, a część wsiąknie w makaron i wzbogaci jego konsystencję. Po kilku minutach bulgotania oraz mieszania od czasu do czasu, by nic nie przywarło, wyjmuję kardamon i dodaję pokruszony biały ser. Dokładnie mieszam i pyszne danie gotowe.

Smacznego! ;)

czwartek, 21 marca 2013

Hawajska sałatka z makaronem.

Moja wariacja na temat sałatki hawajskiej.
Bardzo smaczna, bardzo szybko się ją robi i jeszcze szybciej znika!


Potrzebujemy:

250g drobnego makaronu
puszka kukurydzy
12 czarnych oliwek z pestką
trochę szczypiorku
puszka plastrów ananasa
płatki chili

sos czosnkowy:
dwa kubki naturalnego jogurtu
łyżka majonezu
4-5 dużych ząbków czosnku
sok z połowy małej cytryny
sól i pieprz

Makaron gotuję w dużej ilości osolonej wody, tak aby był lekko twardawy. Odlewam i od razu płuczę pod zimną wodą. Po opłukaniu mój wrzuciłam na chwilkę do zimnej wody. Makaron do sałatki musi być zimny, inaczej ciepło rozwodni sałatkę. Twardawy musi być dlatego, że wchłonie sos i soki z sałatki, więc zmięknie.
W pojemniczku lub misce przygotowuję czosnkowy sos. Mieszam jogurt z majonezem, sokiem z cytryny, solą i pieprzem oraz wcieram na drobnej tarce obrane ząbki czosnku. Dokładnie mieszam.
Ananasa odcedzam i kroję plastry na około centymetrowe kawałki. Oliwki przecinam na pół, usuwam pestki i kroję w paseczki. Szczypiorek siekam drobno. Kukurydzę płuczę pod bieżącą wodą.
Wszystkie składniki mieszam w misce z porządnie odcedzonym makaronem i polewam sosem. Nie zapominając o dodaniu solidnej szczypty płatków chili. Delikatnie mieszam całość. Musiałam doprawić sporą szczyptą soli. Oczywiście jak wiecie, wszystkiego trzeba próbować i doprawiać według własnego uznania.
Podawać w miarę możliwości jak najszybciej po przygotowaniu, bo z każdą chwilą traci na smaku. Gdy wstawimy sałatkę do lodówki i będziemy jeść następnego dnia trzeba ją będzie doprawić.

Smacznego! ;))

środa, 20 marca 2013

Łagodna pasta z białej fasoli z siemieniem lnianym i koperkiem.

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o paście z fasoli nie byłam przekonana. Bardzo lubię fasolę, ale w zupie lub sałatce. Jednak kiedy się skusiłam to do dziś żałuję, że tak późno! Uwielbiam nią smarować pieczywo i jeść z dodatkiem domowych kiszonych ogórków. Poezja smaku ;).
Pastę robię w kilku wariantach, wszystkie są pyszne! Świetnie spisuje się jako wegański smalec.


Składniki łagodnej pasty:

250g średniej białej suszonej fasoli
szczypta majeranku
łyżeczka suszonego koperku
dwie łyżki całego siemienia lnianego
dwie łyżki octu jabłkowego
sól i pieprz

Fasolę kilka razy płuczę i moczę przez noc w sporej ilości zimnej wody. Gdy fasola się namoczy gotuję ją do miękkości z odrobiną majeranku. Po ugotowaniu fasoli nie wylewam wody, a jedynie łyżką cedzakową przekładam fasolkę do blendera. Dodaję sporo soli, pierzu i koperek. Miksuję na w miarę gładką masę, dodaję ocet i jeśli masa jest zbyt gęsta dolewam kilka łyżek płynu z gotowania. Próbuje i w razie potrzeby doprawiam. Pasta potrzebuje dużo przypraw, bo fasolka sama w sobie jest bardzo delikatna.

Nie ma sensu kupować gotowych smarowideł ;).

Smacznego!

Pikantna pasta z białej fasoli z pieczarkami.

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o paście z fasoli nie byłam przekonana. Bardzo lubię fasolę, ale w zupie lub sałatce. Jednak kiedy się skusiłam to do dziś żałuję, że tak późno! Uwielbiam nią smarować pieczywo i jeść z dodatkiem domowych kiszonych ogórków. Poezja smaku ;).
Pastę robię w kilku wariantach. Ta jest z tych bardziej wyrazistych. Może uchodzić za wegański pasztet.


Składniki pikantnej pasty:

250g średniej białej suszonej fasoli
pięć średnich pieczarek
mała biała cebula
kila łyżek oleju rzepakowego
dwie łyżki octu jabłkowego
szczypta majeranku
sól, pieprz i płatki chili do smaku

Fasolę kilka razy płuczę i moczę przez noc w sporej ilości zimnej wody. Gdy fasola się namoczy gotuję ją do miękkości z odrobiną majeranku. Obieram pieczarki, kroję na mniejsze kawałki i smażę na zeszklonej cebuli by cała woda odparowała. Po ugotowaniu fasoli nie wylewam wody, a jedynie łyżką cedzakową przekładam fasolkę do blendera. Dodaję sporo soli, pierzu i chili. Miksuję na w miarę gładką masę, dodaję ocet i pieczarki. Ponownie miksuję i jeśli masa jest zbyt gęsta dolewam kilka łyżek płynu z gotowania. Próbuje i w razie potrzeby doprawiam. Pasta potrzebuje dużo przypraw, bo fasolka sama w sobie jest bardzo delikatna.

Nie ma sensu kupować gotowych smarowideł ;).

Smacznego!

wtorek, 19 marca 2013

Rozgrzewająca zupa pomidorowa z kuskusem.

Zupa idealna na szary i zimny dzień, gdy łamie nas w kościach i cieknie z nosa. Przyjemnie rozgrzewa i poprawia nastrój. Do tego bardzo szybko się ją przyrządza.


Potrzebne są:

niewielka biała i czerwona cebula
średnia marchewka
szczypta kolendry i kminu rzymskiego
cztery duże ząbki czosnku
łyżeczka posiekanej chili lub mniej
600g posiekanych włoskich pomidorów z puszki
dwie łyżki posiekanych liści selera naciowego
łyżeczka szałwii
litr bulionu warzywnego lub wody
sól
olej rzepakowy
trzy łyżki suchego kuskusu

Wybrałam garnek z nie przywierającym podwójnym dnem.
Cebule obieram i kroję w kostkę, szklę na oliwie ze szczyptą soli. Dodaje po szczypcie utartych w moździerzu lub sproszkowanych kolendry i kminu rzymskiego, smażę chwilkę aby uwolnić ich aromat. Obieram i ucieram na grubych oczkach marchew, dodaję do cebuli razem z pokrojonym w plasterki ząbkami czosnku. Smażę chwilkę, a gdy całość wyda mi się za sucha podlewam odrobiną bulionu i pozwalam mu odparować często mieszając by się nie przypaliło. Wlewam pomidory, wybrałam właśnie takie bo są słodkie i idealnie tu pasują. Dodaję liście selera i szałwię. Redukuję całość o mniej więcej połowę, by powstał przyjemnie gęsty sos. Gęste sosy mają to do siebie, że gdy mocno zgęstnieją lubią pryskać. To znak, że pora dolać bulion. Mój był z gotowania warzyw na sałatkę i grzecznie czekał w lodówce. Możemy go zastąpić gorącą wodą. Mieszamy i doprawiamy solą. Gdy zaczyna się lekko gotować wsypujemy po łyżce kuskusu ciągle mieszając. Od razu można zdjąć z ognia i od czasu do czasu pomieszać, by kuskus się nie skleił.

Smacznego!

poniedziałek, 18 marca 2013

Warzywne burgery, kotlety.

Soczyste kotlety nadające się nie tylko na burgery, ale jako dodatek do obiadu czy jako samodzielna wegańska przekąska. Myślę, że jest to dobry sposób, aby skłonić malucha do zjedzenia warzyw.
Wspaniałe są też na zimno. Przekrojone na pół na świeżej bułce posmarowanej musztardą.


Na 10 burgerów do kajzerki:
trzy średnie cebule
trzy duże marchewki
trzy średnie korzenie pietruszki
średni korzeń selera około 400g
dwie gałązki selera naciowego
dziesięć średnich ząbków czosnku
łyżeczka szałwii
łyżeczka płatków chili
100g mrożonego szpinaku
pół szklanki mrożonego groszku
dwie łyżki całego siemienia lnianego
szklanka płatków owsianych
trzy łyżki mąki ziemniaczanej
olej rzepakowy
sól i pieprz do smaku

Sos:
duży kubek naturalnego jogurtu
pół słoiczka koncentratu pomidorowego
trochę szczypiorku
sól i pieprz do smaku

Dodatki:
ser żółty
ogórki konserwowe
i wszystko inne na co mamy ochotę

Cebulę obieram, kroję w piórka i szklę na oleju z dodatkiem sporej szczypty soli. Pietruszkę, marchew i korzeń selera obieram, myję i trę na tarce o grubych oczkach. Umyty seler naciowy i obrany czosnek kroję w plasterki. Wrzucam tak przygotowane składniki do zeszklonej cebuli. Dodaję płatki chili, pieprz, sól i dokładnie mieszam. Przez chwilkę będzie się wydawało, że warzywa mają za sucho, ale za moment powinny puścić sok i udusić się we własnym sosie. Gdy warzywa zaczynają mięknąć dodaję szałwię, szpinak oraz groszek. Duszę dosłownie chwilkę, aż groszek zmięknie. Wsypuję siemię i mieszam. W razie potrzeby doprawiam i zdejmuję uduszone warzywa z ognia. Przekładam je z garnka do miski i czekam, aż chwilkę przestygną. Można od czasu do czasu pomieszać to przestygną szybciej. Dodaję płatki owsiane i kolejno po łyżce mąki ziemniaczanej, mieszam a masa powinna się zacząć lekko lepić. Łyżką nabieram sporo masy i formuję w dłoniach kotlecik. Smażę z obu stron na niewielkiej ilości oleju. Gdy obie strony są zarumienione odwracam i posypuję serem, który po chwili powinien się stopić. Zdejmuję kotleciki i odkładam na papierowy ręcznik, aby wchłonął nadmiar tłuszczu.
Zawsze smażę kotlecika kontrolnego, jeśli zaczyna się rozpadać warto dosypać łyżkę ziemniaczanej mąki.

Składniki sosu mieszam w miseczce, doprawiam solą i pieprzem oraz posiekanym szczypiorkiem.

Świeżą kajzerkę z sezamem przekroiłam na pół i na obu częściach rozsmarowałam po łyżce sosu. Na dolnej połowie położyłam plasterki konserwowego ogórka, a na nim kotlecika. Przykryłam górą bułki. Ulubioną bułkę można oczywiście uprzednio podpiec, aby zrobiła się lekko chrupka.

Smacznego! ;))

niedziela, 17 marca 2013

Tradycyjna sałatka jarzynowa z majonezem.

Idealna na Wielkanoc oraz inne święta, ale jak widać także na dni powszednie. Sprawdza się na urodzinach, a nawet na wyjazdach. Zdarzyło mi się parę razy wieźć przez pół Polski spory pakunek obłożony wkładami do turystycznej lodówki. Zajadają się nią wszyscy.
Sałatkę robimy na tyle rzadko, że zawsze robi się jej dużo. Oczywiście jest tak pyszna, że każda ilość znika ekspresowo. My od trzech dni nie jemy w sumie nic innego.


Składników jest więc dużo, ale można zrobić tylko z połowy. Przy sałatce zawsze pracujemy całą rodzinką, więc pracy nie wydaje się tak dużo. Na mnie zazwyczaj przypada krojenie marchewki, pietruszki i selera, mama zajmuje się ziemniakami, a ukochany sieka ogórki. Do tego dużo śmiechu i ani się człowiek obejrzy, a tam wyrosła góra sałatki!

Potrzebujemy:

osiem dużych marchewek
pięć średnich korzeni pietruszki 
dużego selera
600g małych kiszonych ogórków
około 1,5kg ziemniaków
paczuszka 7g suszonej natki pietruszki
dwie puszki groszku
duży słoik ulubionego majonezu około 800ml
sól
kolorowy pieprz
odrobina oliwy i cukru

Marchew z pietruszką myję i obieram, kroję na mniejsze, w miarę jednakowej wielkości kawałki i wrzucam do osolonego wrzątku z dodatkiem łyżki oliwy lub plasterkiem masła oraz szczyptą cukru. Pozwoli to naszemu organizmowi łatwiej przyswoić beta karoten zawarty w marchwi. Seler kroję tylko na cztery,  bo bardzo szybko mięknie i wyjmuję go zanim marchew i pietruszka zmiękną. Nie wylewam pozostałego wywaru, bo wychodzi na nim wyborny krupnik.
Obrane ziemniaki gotuje osobno w lekko osolonej wodzie. Gdy mamy pewność, że są ładne najlepiej jest  je gotować w łupinie. Wtedy nie solimy wody.
Gdy wszystkie warzywa są miękkie odstawiamy je do całkowitego ostygnięcia.
Na drobną kostkę kroję marchew, selera i pietruszkę. Ziemniaki traktuję sitkiem do krojenia warzyw, jest  o wiele szybciej, a i kosteczka wychodzi zgrabna. Moje jest z tych z mniejszymi oczkami, ale każdy lubi inną fakturę sałatki. Wszystko wrzucam do dużej miski. Umyte i pokrojone w kostkę ogórki wkładam
do osobnej miseczki i odlewam z nich cały sok, by nie rozwodnił sałatki. Dodaję do reszty warzyw. Posypuję suszona pietruszką, która absorbuje nadmiar wilgoci w sałatce. Doprawiam solą i pieprzem, mieszam
stopniowo dodaję majonez. Łatwo jest przesadzić z jego ilością, a wtedy sałatka nie wychodzi zbyt dobra. Gdy majonezu jest w sam raz, dodajemy opłukany pod zimną wodą  i odsączony na sicie groszek. Delikatnie mieszamy. Jeśli dodamy go przed majonezem, kuleczki mogą zostać rozgniecione, a tak to wiele
z nich ma szanse się uratować. Bardzo ważna jest konsystencja sałatki. Nie może być przecież jedną, wielką ciapą.
Sałatkę przekładam do plastikowych pojemniczków lub do słoików i szczelnie zamykam. Przechowujemy  ją oczywiście w lodówce.
Nie dodaję cebuli, bo wtedy sałatka się szybciej psuje. Lubię za to na talerzu posypać ja szczypiorkiem. Przy okazji zbliżającej się Wielkanocy przyjemnie jest ja zajadać z dodatkiem chrzanu.
Dla urozmaicenia konsystencji można również drobno posiekać twarde, niezbyt słodkie jabłko.

Smacznego! ;))

czwartek, 14 marca 2013

Sos koperkowy.

Jeden z moich ukochanych sosów. Najbardziej lubię go z gotowanymi ziemniakami.
Moi mięsożercy zajadają się nim z jajkiem na twardo lub jest traktowany jako sos do ryby na parze.


Sosu może się wydać dużo, ale znika błyskawicznie!

niewielka biała cebula
250ml śmietanki 12%
250ml gorącej wody
7g suszonego koperku
gałka muszkatołowa
sól i pieprz
olej rzepakowy
zimna woda i kilka łyżek pszennej mąki do zagęszczenia

Drobno pokrojoną cebulę szklę na oleju ze szczyptą soli. Gdy cebula zaczyna mięknąć wsypuję szczyptę gałki i przez chwilkę przesmażam (z gałką należy postępować ostrożnie, łatwo dodać za dużo i wtedy raczej nie uda nam się pozbyć zbyt intensywnego smaku). Po chwili dolewam odrobinę wody, by cebula była na pewno miękka. Sos jest aksamitny, a twarda cebula to coś co bardzo do niego nie pasuje. Woda szybko odparuje, więc wlewam śmietankę i gorąca wodę, doprawiam pieprzem. Czekam, aż się podgrzeje i cebula wypłynie na górę, wtedy wsypuję koperek (wybieram suszony, bo według mnie ma więcej smaku niż świeży). Mieszam chwilkę i przygotowuję zawiesinę do zagęszczenia sosu. Biorę około pół szklanki zimnej wody i wsypuję do niej kilka łyżek mąki, mieszam dokładnie. Nie może wyjść zbyt gęsta, bo wtedy zamiast zagęścić sos, zrobią się kluseczki. Nie raz zdarzyło mi się kilka razy dolewać zawiesinę, bo sos nadal był zbyt rzadki. Wszystko to zależy od mąki. Gdy sos zaczyna powoli bulgotać dolewam mąkę z woda i od razu mocno mieszam by nie powstały grudki, a sos się nie przypalił. Powoli gotuję sos przez kilka minut, aby mąka się przegotowała. Oczywiście trzeba ostrożnie spróbować (jest strasznie gorący!) i w razie potrzeby doprawić całość. Najczęściej właśnie mocniej doprawiam na końcu, bo mąka także odrobinę niweluje smak przypraw.

Gdy od razu po zdjęciu z palnika przykryjemy garnek pokrywką, na sosie nie powinien się utworzyć kożuch. Jeśli jednak się zrobi to nic straconego. Bardzo łatwo go rozmieszać i nawet ślad po nim nie zostanie.

Smacznego! ;)

wtorek, 12 marca 2013

Chokladbollar - szwedzkie kuleczki czekoladowe.

Od lat jestem wielbicielką Szwecji, a co za tym idzie także szwedzkich słodyczy. Czasami siedzę i wyszukuje różnych ciekawych dziwów kulinarnych ze Skandynawii. W sklepie znalazłam chokladboolar i roladki z marcepanem i ponczem, ale gdy spojrzałam na cenę stwierdziłam, że wolę spróbować zrobić je sama. Przeglądając przeróżne przepisy nie można powiedzieć, że szwedzki nie lubią płatków owsianych. Są one w prawie każdym deserze czy ciastku! Ale o tym mogłabym bez końca, a miało być o czekoladowych kuleczkach.


Oryginalnie powinny być wielkości małej piłeczki golfowej, ale ja zrobiłam mniejsze. Dosłownie na dwa kęsy i wyszło ich strasznie dużo, bo aż 45 sztuk. A miało być około 20-25 ;).

Na przepyszne czekoladowe kuleczki potrzebujemy:

200g masła lub margaryny roślinnej
2 i 1/4 szklanki płatków owsianych
pół szklanki cukru
4 łyżki gorzkiego kakao
4 łyżki mocnej kawy osłodzonej słodzikiem
około pół szklanki wiórków kokosowych

Masło kroję w kosteczki i wkładam do miski by porządnie zmiękło. Do miękkiego już masła wsypuję cukier, ja użyłam trzcinowego. Mieszam dokładnie łyżką, aby jak najwięcej cukru się rozpuściło. Nie musi się całkowicie rozpuścić, później gdy przegryziemy kuleczkę kryształki będą przyjemnie błyszczeć. Do masła z cukrem powoli wsypuję kopiaste łyżki kakao i po wymieszaniu stopniowo dodaję płatki owsiane. Swoje płatki wrzuciłam na dosłownie kilka sekund do malaksera by je delikatnie rozdrobnić. Wtedy kuleczki są delikatniejsze, bo kawałki płatków nie są za duże. Gdy masę jest ciężko mieszać dolewam kawę, użyłam rozpuszczalnej i osłodziłam słodzikiem. Równie dobrze można dodać do masła trochę więcej cukru i nie bawić się w słodzenie kawy. Wsypałam resztę płatków i mieszałam, masa jest bardzo gęsta i ciężko się ja miesza. Trzeba mieszać ją tak długo, aż wszystkie składniki się połącza i będą przyjemnie kakaowe. Masa powinna być lekko lepka, by kokos się do niej przykleił.
Do małej miseczki wsypałam wiórki kokosowe, za pomocą małej łyżeczki nabierałam masę i w dłoniach formowałam kuleczki. Około pół mocno kopiastej łyżeczki masy na jedną kuleczkę, ale oczywiście możecie robić większe. Delikatnie wrzucałam je do wiórków i lekko w nich obtaczałam. Strzepywałam nadmiar.
Trzeba je porządnie schłodzić w lodówce, najlepiej przez noc, ale jak nie możecie wytrzymać to około godziny powinno wystarczyć.

Jeśli chcemy je podać dzieciom i nie chcemy używać kawy, bardzo dobrze będą smakować z sokiem malinowym, ale należy pamiętać by dodać mniej cukru jeśli sok będzie słodki.
Natomiast jeśli chcemy by kuleczki były bardziej dorosłe, można dodać zamiast dwóch łyżek kawy, dwie łyżki ulubionego alkoholu.

Smaklig måltid! ;))

poniedziałek, 11 marca 2013

Zupa jarzynowa zagęszczana ziemniakami.

Zawsze podczas sezonu mrożę świeże warzywa, by mieć do nich dostęp podczas zimy. Dziś zużyłam już chyba resztkę zapasu, aby ugotować pyszną zupę. Można oczywiście użyć mrożonek ze sklepu.


Składniki:

trzy cienkie marchewki
szklanka zielonego groszku
szklanka zielonej fasolki
gałązka selera naciowego
mały korzeń pietruszki
dwa ząbki czosnku
mały kawałek pora
pół kalarepy razem z liśćmi
kilka różyczek kalafiora i brokuła
sześć sztuk brukselki
sól i pieprz
dwa listki szałwii
zielona pietruszka
trzy duże ziemniaki

Obieram ziemniaki, kroję na mniejsze kawałki i gotuję do miękkości w lekko osolonej wodzie, odstawiam na bok. Będą nam potrzebne, gdy zupa już się ugotuje.
Do garnka z gorącą wodą wrzucam obrane i pokrojone w kółka marchewki oraz pietruszkę. Dorzucam mrożony groszek i fasolkę, a także seler naciowy. Te warzywa zawsze wrzucam na początku, bo potrzebują trochę więcej czasu by zmięknąć, a nie chodzi o to by z reszty zrobiła się ciapa. Oczywiście dodaję także do zupy sporo soli i pieprzu. Następnie dodaję posiekany w plasterki czosnek, drobno posiekanego pora, kalarepę pokrojoną w drobną w kostkę i jej liście posiekane w paseczki. Pod sam koniec gotowania dodaję kalafior i brokuły podzielone na małe różyczki. Przyprawiam szałwią i natką pietruszki. Zupa powinna cały czas lekko mrugać, nie powinna się mocno gotować. Nigdy też nie przykrywam zup.
Do blendera wkładam po kilka kawałków ugotowanych ziemniaków z dodatkiem warzywnego wywaru odjętego z garnka za pomocą chochli. Miksuję i wlewam do garnka z resztą zupy. Nie przejmuję się jeśli na chochlę dostaną się inne warzywa. One również pysznie zagęszczą zupę i jeszcze bardziej wzbogacą jej smak. Miksuję tyle ziemniaków ile zapewni nam odpowiednią gęstość zupy. Każdy lubi inaczej, więc trzeba próbować. My lubimy dosyć treściwą. Idealnym dodatkiem jest również koperek, którego akurat nie miałam.

Smacznego! ;))

sobota, 9 marca 2013

Naleśniki na ciemnym piwie z kaszą gryczaną i kiszoną kapustą.

Nigdy nie robiłam i nie jadłam naleśników na piwie. Od zawsze byłam wierna kefirowi, czy do słodkich czy wytrawnych. Dziś w planach były naleśniki z kaszą gryczaną i kiszoną kapustą, więc stwierdziłam, że dobre ciemne piwo będzie do tego idealne. Zajrzałam do składziku i od razu wiedziałam, że użyję Koźlaka. Jeśli alkohol smakuje nam samodzielnie, to w potrawie będzie równie smaczny. Był to bardzo dobry wybór. Piwo nadało naleśnikom przyjemny kolor i lekko drożdżowy aromat. Wyszły bardzo smaczne z chrupiącymi brzegami, tak jak lubię ;). Są wyjątkowo lekkie, a zarazem bardzo sycące. Dałam rade zjeść niecałe dwa!


Z racji na to, że lubimy odgrzewać naleśniki, zawsze smażę na zapas.

Do tego przepisy użyłam:

na ciasto:
butelkę Koźlaka z browaru Amber
500ml chudego mleka
trzy szklanki mąki pszennej typu 650
dwie łyżeczki proszku do pieczenia
spora szczypta soli
łyżka masła

Piwo wlałam go garnka, dolałam mleko i wsypałam mąkę z proszkiem oraz sól. Dokładnie wymieszałam drewnianą łyżką. Można oczywiście użyć miksera. Roztopiłam łyżkę masła i wlałam do ciasta, znów wymieszałam. Odstawiłam na jakieś 15 minut by mąka spokojnie wchłonęła płyn, teraz ciasto może się wydawać zbyt rzadkie. Po upływie tego czasu ciasto zgęstniało i konsystencja była idealna jak na naleśniki. Kolor był bardzo ciekawy, za sprawą ciemnego piwa.

do farszu:
dwie torebki kaszy gryczanej prażonej
pół kilograma kiszonej kapusty
pół łyżeczki kminku
średnią czerwoną i białą cebulę
pęczek szczypiorku
szczypta tymianku
szczypta gałki muszkatołowej
odrobina płatków chili
sól i pieprz

Kapustę posiekałam i ugotowałam do miękkości z dodatkiem kminku, po ugotowaniu odlałam nadmiar wody. Kaszę również ugotowałam do miękkości i odstawiłam. Niech czekają na swoją kolej. Cebulę obrałam i pokroiłam w piórka, zeszkliłam na oliwie z dodatkiem soli. Kapustę wrzuciłam do zeszklonej cebuli i dokładnie wymieszałam, dodałam tymianek, gałkę, chili oraz pieprz i sól. Znów wymieszałam i stopniowo dosypywałam kaszę, by łatwiej się mieszało. Umyłam i posiekałam pęczek szczypiorku i także dodałam do farszu. Smażyłam chwilkę, aby smaki się połączyły.

sos do posmarowania naleśników:
mały słoik koncentratu pomidorowego
dwie łyżki naturalnego jogurtu
szczypta soli i pieprzu
trochę szczypiorku z czosnku lub zwykłego szczypiorku
kilka kropli tabasco

Do miseczki przełożyłam koncentrat, dodałam jogurt i pozostałe składniki. Dokładnie wymieszałam.

Dodatkowo potrzebny jest żółty ser.

Preferuję cieniutkie naleśniki, więc wyszło ich bardzo dużo.
Po usmażeniu brałam naleśnika i smarowałam go małą łyżeczką sosu, na górę posypałam odrobiną żółtego sera i kładłam jakieś dwie łyżki farszu. Rozkładałam na płasko omijając chrupiący brzeg, by nadzienie nie wypadało podczas zapiekania. Zwinęłam w rulonik i położyłam na patelni by były chrupiące. Można je ułożyć w żaroodpornym naczyniu i zapiec pod grillem przez kilka minut. Mi nigdy nie chce się czekać, aż piekarnik się nagrzeje ;).


Smacznego!

piątek, 8 marca 2013

Lekko ciepła sałatka z roszponką, groszkiem i zieloną fasolką.

Tak bardzo chce nam się wiosny i świeżych produktów, ale jeszcze chwilkę trzeba sobie radzić z tym co jest dostępne. Oto jeden z moich sposobów na zaklinanie wiosny ;).


Potrzebujemy:

duża garść roszponki
szklanka mrożonego groszku
około 3/4 szklanki mrożonej zielonej fasolki
szczypta suszonego tymianku lub mięta
dwa średnie ząbki czosnku
szczypta płatków chili
sól morska
pieprz
sok z cytryny
olej rzepakowy lub oliwa

Groszek i fasolkę wrzucam do niewielkiej ilości wrzątku z dodatkiem odrobiny soli i tymianku, gotuję pod przykryciem aż zmiękną. Trwa to tylko kilka minut. Odlewam pozostałą wodę i stawiam garnek na mały płomień, tak by ledwo podgrzewał. Dolewam trochę oliwy, wcieram czosnek i dodaję sok z cytryny do smaku. Doprawiam solą i pieprzem. Dodałam sporo soli, pieprzu i cytryny, ale stopniowo i ciągle próbowałam. Wydaje się tego dużo, ale groszek jest bardzo słodki. Gdy smak nam odpowiada zdejmujemy garnek z ognia, aby przestygło i zabieramy się do przygotowania roszponki. Dokładnie myjemy pod bieżącą wodą, ja również odrywam korzonki, ale nie jest to konieczne. Wrzucam liście do miseczki, przekładam na nie już lekko ostudzony groszek z fasolką, tak by nie zwiędły. Wrzucam szczyptę płatków chili i delikatnie mieszam.

Sałatka jest wyśmienita sama w sobie, ale sprawdza się również jako dodatek to smażonych ziemniaków, ale o tym później...

Smacznego! ;))

środa, 6 marca 2013

Langosze.


Zabierałam się za nie przez ponad pół roku, a wczoraj wieczorem klamka zapadła. Przeczytałam co najmniej kilka różnych przepisów i skomponowałam własny. Może do oryginalnych langoszy im daleko, ale wszystkim bardzo smakowały i na pewno jeszcze zagoszczą na naszym stole.


Na pięć sporych i bardzo sycących placków:

trzy szklanki mąki pszennej typu 650
paczka suchych drożdży
łyżeczka cukru i soli
szklanka letniej wody
dwa średnie ziemniaki
olej rzepakowy do smażenia
żółty ser
keczup

Ziemniaki obieram i gotuję do miękkości w lekko osolonej wodzie. Odlewam i traktuję je tłuczkiem do ziemniaków na w miarę gładką masę. Przekładam do dużej miski i czekam, aż lekko ostygną. Nie mogą być gorące, bo zabiją drożdże. Za to lekko ciepłe pomogą im pracować. Więc gdy ziemniaki już nie parzą dosypuję do nich mąkę, drożdże, sól, cukier i powoli dolewam wodę. Mieszam całość drewnianą łyżką. Wyrabiam chwilkę, aby połączyć i napowietrzyć masę. Formuję w kulkę, posypuję z wierzchu mąką, nakrywam ściereczką i odstawiam na godzinę w ciepłe miejsce. Po tym czasie masa była dwa razy większa i wypełniła prawie całą miskę.


Nie smażyłam langoszy w głębokim tłuszczu, a jedynie nalałam tyle oleju by placek był do połowy zanurzony i nie pływał. Oprószonymi mąką rękami urywałam kawałki wielkości pięści i po obsypaniu mąką rozciągałam je na placki. Właściwie to rozciągają się same, bo są dosyć delikatne. Nie wałkowałam ich, bo nie chciałam wydusić z nich powietrza. Przy smażeniu robiły się przyjemne pęcherze. Ostrożnie wkładam uformowany placek do gorącego oleju. Smażyłam aż zarumienił się od dołu, a po bokach było widać, że ciasto już nie jest surowe. Odwróciłam placek, ostrożnie przyłożyłam do niego papierowy ręczniczek by usunąć z zagłębień nadmiar tłuszczu. Polałam sosem z marynowanej cebulki czy też dołożyłam cebulkę i posypałam serem. Gdy ser się rozpuścił placek był już upieczony i rumiany od spodu. Wyłożyłam placek na papierowy ręcznik i polałam keczupem. Zaskoczyło mnie to, że nie wchłonęły dużo tłuszczu. Były chrupiące z zewnątrz i puszyste w środku.

Marynowana cebulka:
Nie przepadam za surową cebulą i kiedyś chyba Jamie Oliver pokazywał w swoim programie coś podobnego. Nigdzie nie mogłam znaleźć przepisu i oto powstało coś takiego.

cztery średnie czerwone cebule
łyżka octu winnego i dwie łyżki balsamico
szczypta płatków chili
odrobina soli i pieprzu
kilka kropel tabasco

Cebule obrałam, przekroiłam na pół i pokroiłam w bardzo cienkie piórka. Dodałam pozostałe składniki i zaczęłam ugniatać całość ręką. Przyda się do tego lateksowa rękawiczka, bo chili może podrażnić skórę. Gniotę całość, aż zacznie puszczać sok. Odstawiam na jakieś 10 minut by się przegryzło. Oczywiście próbuję i w razie potrzeby doprawiam. Całość powinna być pikantno-słodko-kwaśna. Pod wpływem kwasu zawartego w occie cebulka traci ostrość i mięknie.

Smacznego! ;))

Zapiekanka na bułce.

Nauczono mnie, że jedzenia się nie wyrzuca. Każdemu jednak zdarza się o czymś zapomnieć lub jedzenie ukryje się w otchłani lodówki czy szafki. U mnie tak często jest z bułkami. Gdy niestety dostaną pleśniowych wąsów, odkrawam je i resztę dostają ptaki za oknem, gdy bułka jest sucha na wiór to zajadają się nią moje psy, a gdy są jeszcze jadalne to najczęściej robię z nich szybkie zapiekanki.


Potrzebujemy:
czerstwe bułki
smażone pieczarki
ser żółty
keczup

Jako pieczarkowi maniacy prawie zawsze mamy jakieś usmażone w lodówce czy też zamrożone. Odsmaża się je szybko i pyszne jedzenie prawie od razu gotowe.
Bułkę przekrawam na pół (wyższe bułki kroję nawet na trzy) i środkiem układam na suchej, ciepłej patelni by się ogrzała i lekko zarumieniła. W tym czasie mam już przygotowane standardowe duszone pieczarki z cebulą. Gdy bułka jest przypieczona odwracam ją na drugą stronę, na wierzch kładę pieczarki i kawałki żółtego sera, przykrywam pokrywką by ser się rozpuścił. Zdejmuję z patelni i polewam keczupem, pysznie chrupiące i ciepłe zapiekanki na śniadanie gotowe. Niesamowite jak szybko można odświeżyć pieczywo.

Smacznego! ;))

wtorek, 5 marca 2013

Łazanki z kiszoną kapustą i pieczarkami.

Nauczyłam się, że łazanki to makaron z kapustą i grzybami. Jednak łazanki to dosłownie rodzaj makaronu pokrojonego w kwadraciki. Nie miałam o tym pojęcia. Człowiek uczy się całe życie... ;)


Do mojego obiadu użyłam:

600g kiszonej kapusty
łyżeczka kminku
300g pieczarek
duża cebula
szczypta tymianku
szczypta gałki muszkatołowej
płatki chili
olej rzepakowy
sól
pieprz
kawałek wędzonego sera lub wędzonego tofu
300g makaronu

Kiszoną kapustę siekam i gotuję do miękkości z dodatkiem kminku. Odlewam nadmiar wody.
Pokrojoną w kostkę cebule szklę na oliwie z dodatkiem soli. Dodaję obrane i pokrojone pieczarki, doprawiam tymiankiem, płatkami chili, pieprzem i gałką. Duszę, aż cała woda odparuje. Wrzucam odcedzoną kapustę i chwilkę smażę co jakiś czas mieszając, aby smaki się połączyły. Gdy pieczarki jeszcze się duszą, wstawiam makaron i gotuję do miękkości w lekko osolonej wodzie. Odlany makaron przerzucam na patelnię z kapustą i pieczarkami, delikatnie mieszam. Dorzucam pokrojony w drobną kostkę wędzony ser. Dodaje niepowtarzalnego aromatu.

Jeśli do zasmażanej kapusty dodacie pieczarki i makaron, będzie równie pyszne. 

Przepyszna paleta brązów, smacznego!

Kluski śląskie.

Moje ukochane jedzenie, uwielbiam je nawet na sucho z samą kapustą. Tym razem była modra. Na drugi dzień kroję je na kawałki i lekko przysmażam na oliwie z solą, wtedy lubię je najbardziej z surówką z kiszonej kapusty i marchewki.
Kiedy byłam małą dziewczyną zawsze pomagałam przybranej babci kulać kluski. Ileż było z tym radości. Babcia i mama zawsze robiły kluski według tego przepisu.
Śląskie kluski od zawsze były maksymalnie tanie, sycące i pyszne.


Potrzebujemy:
dowolna ilość ziemniaków
mąka ziemniaczana
woda
sól

Ziemniaki obieram, kroję na mniejsze kawałki i gotuję do miękkości w osolonej wodzie. Gdy są już miękkie odlewam wodę i gorące ziemniaki przeciskam przez praskę do większej miski. Gładkie ziemniaki równo rozgarniam łyżką, dzielę całość na cztery równe części. Z jednej wybieram na górę ziemniaki i wsypuję mąkę tak by nie do końca wypełniła miejsce po ziemniakach.


Mieszam i formuję dużą, lekko lepką kulkę. Najlepiej robić to wszystko na ciepłych ziemniakach, jest o wiele łatwiej. Delikatnie formuję kluski, jeśli podczas formowania zaczynają pękać powinno się wmieszać w masę ze dwie łyżki gorącej wody, wtedy znów będą się lepić.


Uformowane kluseczki wrzucam pojedynczo do osolonego wrzątku, kilka sztuk i mieszam drewnianą łyżką, znów kilka sztuk by się nie posklejały. Gotuję na małym ogniu, aż wypłyną i zostawiam je na kilka minut. Najczęściej sprawdzam jedną czy nie jest surowa w środku. Woda podczas gotowania nie może wrzeć, bo kluski się rozpadną.



Smacznego!

niedziela, 3 marca 2013

Modra kapusta.

Jako regionalna patriotka uwielbiam modrą kapustę. W domu była serwowana z boczkiem, ale nie dla mnie... Oto lekko zmieniona wersja, od lat nawet moi mięsożercy jedzą tylko taką ;).
Do tego kluski śląskie i jestem w niebie! Tak jak dziś.


1,5 kg główka kapusty
dwa listki laurowe
dziesięć kulek ziela angielskiego
jedna duża cebula
sok z połowy cytryny
olej rzepakowy
pieprz kolorowy
sól morska

Odcinam korzeń kapusty i odrzucam zewnętrzne liście. Kroję główkę na cztery wzdłuż głąba. Każdą ćwiartkę siekam w cienkie paski. Posiekaną kapustę wrzucam do garnka razem z zielem i listkami, zalewam wrzątkiem tak by całość była lekko zakryta. Gotuję do miękkości pod przykryciem.
Cebulę obieram i siekam w drobną kostkę, smażę na oleju z dodatkiem soli. Nie powinna się zrumienić a jedynie zeszklić i zmięknąć. Gdy kapusta jest już miękka, odlewam wodę i dodaję cebulę, pieprz, sok z cytryny. Mieszam dokładnie. Próbuję i w razie potrzeby doprawiam.


Smacznego!

Pieguski.

Ciastka są tak pyszne, że chyba już nigdy nie sięgnę po sklepowe.
Pierwsza partia znika szybciej, niż kolejne zdążą się upiec ;)



Na około 30 ciasteczek:

kostka margaryny lub masła
3/4 szklanki cukru
2,5 szklanki mąki
łyżeczka proszku do pieczenia
nie więcej niż 50ml mleka lub wody zamiast jajka
100g gorzkiej czekolady 70%
200g orzechów, mogą być różne
W misce ucieram margarynę z cukrem na puszysta masę. Do osobnej miski przesiewam mąkę z proszkiem i stopniowo dodaję do masła z cukrem. Dolewam płyn, aby składniki łatwiej się połączyły. Orzechy prażę na suchej patelni lub w piekarniku przez 10 minut w 180 stopniach. Lekko przestudzone siekam, są bardzo kruche. Czekoladę kruszę lub siekam na niewielkie kawałki i razem z orzechami dodaję do masy. Mieszam dokładnie, aby składniki równomiernie się rozłożyły. Z ciasta formuję niewielkie kulki coś jak rozmiar orzech włoskiego, układam na desce i schładzam w lodówce przez jakieś 10 minut. Schłodzone kulki przekładam na płaską blachę wyłożona papierem do pieczenia. Zachowuję spore odstępy między kulkami, bo piekąc się rozpływają i tworzą ciasteczka. Pierwsza blacha była testowa ;).
Piekłam porcjami w 180 stopniach z termoobiegiem przez 12-13 minut.
Po upieczeniu odstawić do ostygnięcia, aby były kruche.

 


Smacznego chrupania! ;))

sobota, 2 marca 2013

Szarlotka na zimno.



Czasem się zdarza, że w domu leżą jabłka i nikt już ich nie chce jeść. Szkoda, żeby leżały i się marnowały, a na placki akurat nie miałam ochoty. W sumie mocno eksperymentalną metoda wyszło mi pyszne ciasto.

Produkty potrzebne do tortownicy o średnicy 20cm, na 12 kawałków:

pięć dużych jabłek około 1,5 kilograma
dwa centymetry skórki z cytryny
trzy łyżki cukru trzcinowego
szczypta gałki muszkatołowej
pół łyżeczki cynamonu
100ml gorącej wody

budyń śmietankowy
pół litra chudego mleka
łyżeczka masła
dziesięć słodzików
paczka okrągłych biszkoptów
orzechy włoskie około 10 sztuk plus dwa na górę


Jabłka umyłam, obrałam i pokroiłam w kawałki różnej wielkości. Gdy podczas smażenia jedne się rozpadną, inne będą jeszcze jędrne. Wzbogaca to konsystencję ciasta. Kawałki jabłek wrzucam na patelnię i duszę z dodatkiem cukru, gałki, cynamonu, drobno posiekanej lub otartej skórki z cytryny i wody. Co jakiś czas mieszam, można też przykryć patelnię. Trwa to jakieś pół godziny, a w tym czasie przygotowuję resztę składników. Tortownice cieniutko smaruję masłem, wykładam na dnie biszkopty. Obrane wcześniej orzechy włoskie miksuje na drobno, z czego 2/3 odsypuję do miseczki. Do reszty orzechów wrzucam jakieś pięć biszkoptów i miksuję by powstały okruszki. Wysypuje je do tortownicy w miejsca pomiędzy ułożonymi uprzednio biszkoptami. Gdy jabłka już się usmażą, zmienią kolor na brązowawy i zaczną się lekko lepić na drewnianej łyżce, odstawiam je by chwilkę przestygły. Nie zapominajmy by spróbować czy są dosyć miękkie i słodkie. Powinien powstać pachnący mus z kawałkami owoców. Po jakichś dziesięciu minutach ostrożnie wykładam jabłkową pulpę na biszkopty. Staram się rozprowadzić je równą warstwą. Na górę wylewam gorący budyń przygotowany według proporcji na opakowaniu, ale z dodatkiem słodzika i łyżeczki masła. Dekoruję wierzch ciasta resztą zmiksowanych orzechów, zostawiam do ostudzenia i najlepiej na cała noc wstawiam do lodówki.
Kroję lekko mokrym i ciepłym nożem. Włożyłam go na kilka sekund w parę. Kawałki wyjmuję za pomocą łyżki do tortu.


Podobno szarlotka na zimno to nekrofilia... ;))
... pyszna.

Smacznego!

piątek, 1 marca 2013

Żur z zasmażanymi ziemniakami.



Razu pewnego stojąc w długiej kolejce, skusiłam się i sięgnęłam po "Mąkę Na Żurek Śląski", od tej pory nie kupuje gotowych, kiszę sama. Za kilogram zapłaciłam mniej niż 2 złote, a wystarczyła na prawie rok częstego delektowania się pysznym, domowym żurem ;).

Robiąc zakwas postępuję według przepisu na opakowaniu, dodaję dużo czosnku pokrojonego w plasterki i kawałek żytniego chleba na zakwasie (raz dodałam jakiś mieszany i na zakwasie pojawiły się wykwity pleśni). Przez minimum trzy dni trzymam zakwas w szklanej misce przykrytej ściereczką. Co jakiś czas mieszam, a gdy jest wyraźnie kwaskowy w smaku, przelewam do słoika i wstawiam do lodówki. Sięgam po niego, gdy tylko mi się przypomni.

Z gotowych zawsze lubiłam Żurek Śląski w kubeczku, inne mi nie zasmakowały za bardzo. Mój żur musi być kwaśny!

Zakwas zazwyczaj wlewam do gorącej wody, doprawiam solą, pieprzem i majerankiem, można też wlać do warzywnego wywaru. Kiedyś dodałam drobno pokrojone wędzone tofu i wyszło przepysznie.

Ziemniaki do żuru najchętniej gotuję w łupinach. Lekko studzę, obieram, kroję w grube plastry i smażę na rumiano z cebulką. Doprawiam pieprzem i solą. Dziś żur wydał mi się mało czosnkowy i do smażenia ziemniaków dodałam dwa pokrojone w plasterki ząbki czosnku.
Przysmażenie ziemniaków wzbogaca smak żuru, nigdy nie przepadałam za po prostu ugotowanymi. Podsmażone ziemniaki zalewam gorącym żurem.

Smacznego! ;))

Zasmażana kiszona kapusta.

Niepozorna, ale pełna smaku. Przyjemnie maślana, mięciutka i odrobinę pikantna kapusta. Ostatnio mój ulubiony dodatek do ziemniaczanego puree.


 
pół kilograma kiszonej kapusty
średnia cebula
masło
oliwa
szczypta gałki muszkatołowej
płatki chili
łyżeczka kminku
pieprz i sól

Kapustę siekam i gotuję z kminkiem w niewielkiej ilości wody. Gotuję pod przykryciem, bo zależy mi na zachowaniu kwaśnego smaku, no i oczywiście kapusta szybciej mięknie. Gdy kapusta zmięknie, odlewam resztę wody. Cebulę kroję w drobną kostkę i smażę na oliwie z dodatkiem soli. Gdy cebula się zeszkli dorzucam łyżeczkę masła i czekam, aż się zarumieni. Wrzucam odcedzoną kapustę i doprawiam pieprzem, gałką i odrobiną chili. Mieszam i chwilkę smażę, dorzucam jeszcze kawałek masła. Trudno powiedzieć ile masła dodać, ja dokładam stopniowo. Trzeba co chwilkę próbować i do siebie dostosować ilość masła. W razie potrzeby można także dosolić. W sumie kapustę zasmażałam przez około 20 minut. Widać będzie jak stopniowo zmienia kolor i zaczyna przyjemnie błyszczeć.

Smacznego! ;))