środa, 27 lutego 2013

Makaron z pieczarkami w sosie curry.

Głodni, zmarznięci i zmęczeni. To czego nam trzeba to gorący i sycący makaron ;).


Potrzebujemy:

500g pieczarek
średnia cebula
oliwa
trochę szpinaku
trzy ząbki czosnku
około 50g serka topionego Brie
szklanka mleka
przyprawa curry
sól i pieprz

200g makaronu

Pieczarki obieram i kroję, wrzucam na zeszkloną na oliwie lekko posoloną cebulkę, duszę z dodatkiem szpinaku i czosnku pokrojonego w plasterki, aż do odparowania wody. Dodaję serek i wlewam mleko, gdy sos zaczyna gęstnieć dosypuję curry do smaku. Doprawiam solą i pieprzem, curry najczęściej zwiera sól więc należy uważać z jej ilością. Wszystko co gotujemy trzeba często próbować! Jeśli przesolimy, potrawy raczej nie da się już uratować. Zostawiam dosyć dużo sosu.
Makaron gotuję tak, aby był lekko twardawy. Odlewam i wrzucam go do pieczarek z sosem, zostawiam na małym ogniu co chwilę mieszając. Gdy prawie cały sos się wchłonie wyłączam palnik, przykrywam garnek i zostawiam na chwilkę. Makaron ładnie zmięknie bo wpije nadmiar sosu, którego mocno nie odparowaliśmy. Jest wtedy dużo smaczniejszy niż taki tylko oblany sosem.

Smacznego! ;)

sobota, 23 lutego 2013

Aromatyczny ryż i lekka sałatka.

Fast food w mojej wersji, i to jakiej! Szybko wcale nie musi być niezdrowo! Przygotowanie nie zajmuje więcej niż 15 minut ;). Przekonajcie się sami.


Potrzebujemy:
100g ryżu Basmati
łyżka curry (warto sprawdzić czy mieszanka zwiera sól, by nie przesolić!)
łyżka słodkiej papryki
szczypta soli

sałatka:
kilka liści kapusty pekińskiej
duża garść listków rukoli
sześć czarnych oliwek z pestkami
średni pomidor
duża łyżka ziarnistej musztardy
trzy łyżki oliwy z suszonych pomidorów lub oliwy z oliwek
pieprz

Do garnka ze spora ilością gorącej wody (nawet 3:1) wrzucam przyprawy i sól. Mieszam, aż się rozpuści i dorzucam ryż. Mieszam i zostawiam na niewielkim ogniu, tak by lekko bulgotało. Co jakiś czas mieszam i próbuję, zazwyczaj wystarczy 10 minut i ryż jest miękki. Odcedzam ryż na sicie i z powrotem wrzucam go garnka by nie ostygł. Jednak kiedy ryż zaczyna się gotować, przystępuję do przygotowywania pysznej sałatki. Oparzam pomidora, obieram ze skórki i kroję w kosteczkę. Oliwki tnę wzdłuż, przekręcam by oddzielić od pestki, ostrożnie oddzielam pestkę i kroję oliwki w paseczki. (Mogą też być oliwki bez pestek, jednak gdy raz spróbujecie tych z pestką, Wasze kubki smakowe oszaleją i nigdy nie będziecie chcieli już tych bez pestek! Tak było ze mną.) Liście kapusty pekińskiej i rukoli myję, osuszam i tnę w paski. Pokrojone składniki wrzucam do miski razem z dużą łyżką musztardy ziarnistej i oliwą, mieszam, a w razie potrzeby dodaję pieprz do smaku. Nie solę, bo oliwki i musztarda są dosyć słone. Gotowe!

Dużo mieszania mi wyszło ;))

W sam raz na leniwą kolację, smacznego! ;)

piątek, 22 lutego 2013

Mus czekoladowy z nutką kawy i bananami w karmelu.

Jak tylko mogę staram się unikać jajek. Szukałam w wielu miejscach dobrego przepisu, ale prawie wszędzie były żółtka lub coś innego mi nie odpowiadało. Postanowiłam zaryzykować i zrobić po swojemu.
Dziś nie myślę o kaloriach!


Na cztery porcje musu:
350ml śmietanki 30%
100g czekolady 70%
łyżeczka kawy rozpuszczalnej

Karmelowe banany:
jeden banan
dwie łyzkui cukry trzcinowego
odrobina wody

Drobno utarłam około kostkę czekolady do dekoracji. Resztę pokruszyłam i rozpuściłam w kąpieli wodnej z trzema łyżkami śmietanki. Delikatnie co jakiś czas mieszałam, aby się nie zważyła, a tylko powoli rozpuszczała. Do rozpuszczonej już czekolady wsypałam łyżeczkę kawy i dokładnie wymieszałam.
Odstawiłam i zabrałam się za ubijanie śmietanki. Zostawiłam trochę w kubeczku by móc ją później dolać do bananów, jakieś dwie łyżki. Nie słodziłam ani śmietanki, ale czekolady. Śmietanka sama w sobie jest słodka, a w czekoladzie cenię jej naturalny i lekko kwaskowy smak.
Gdy rozpuszczona czekolada lekko przestygła dodałam łyżkę piany i wymieszałam, aby wyrównać temperaturę. Stopniowo dodawałam śmietankę i powoli mieszałam, aby nie utracić puszystej konsystencji. Gdy masa była jednolita wstawiłam do lodówki, na minimum 30 minut.
Przed samym podaniem na patelnię wsypałam cukier i dodałam odrobinę wody. Gdy karmel się zrumienił i zaczął ciągnąć ostrożnie położyłam  na nim plasterki bananów, po chwili przewróciłam je na druga stronę i wlałam śmietankę.Potrząsnęłam patelnią i od razu wyłączyłam. Całość jest bardzo gorąca i jeszcze przez jakiś czas sama będzie się gotować.
Gdy użyjemy przezroczystych naczyń, ładnie będzie widać strukture deseru. Ja użyłam szklaneczek do whisky. Na dno szklanki nałożyłam łyżkę musu. Najlepiej takiego od razu wyjętego z lodówki. Kolejno ułożyłam kilka plasterków gorących bananów i znów łyżka musu. Od nas zalezy wielkosć porcji. Na góre położyłam plasterek banana i posypałam wcześniej startą czekoladą.
Deser należy szybko podawać, aby można było wyczuć różnicę w konsystencji musu. Różnica między ciepłym i zimnym, puszystym musem, a już lekko stopionym przez ciepłe banany, no i oczywiście lekko kwaskowy i niezbyt słodki smak musu w połączeniu ze słodziutkimi bananami w karmelu.
Mogę Wam tylko życzyć smacznego! ;)


Udało nam się zjeść tylko połowę przygotowanego musu, bo jest bardzo sycący. Resztę przełożyłam do małej miseczki i zamroziłam. Może i będą z tego pyszne lody...

czwartek, 21 lutego 2013

Domowe tofu.

Gdy posiadamy już mleko sojowe, wyrób tofu jest bardzo prosty. Robiłam pierwszy raz i wyszło idealne, więc chyba coś musi w tym być ;)

Zapraszam tutaj: Przepis na mleko sojowe


Miałam trochę ponad litr sojowego mleka i zakwasiłam je zwykłym sokiem z cytryny. Robiłam to na wyczucie. Podgrzałam ostrożnie mleko, tak by się nie gotowało i nie przypaliło. Do gorącego, ale zdjętego już z palnika po trochu dodawałam sok. Pierw jakąś łyżkę i zamieszałam, zrobiło się kilka małych grudek. Zostawiłam na kilka minut. Nie było jakiegoś spektakularnego efektu, więc dodawałam co jakiś czas po kilka kropel, wymieszałam i spróbowałam. Dodałam w sumie sok z połowy dosyć małej cytryny. Nie było cytrynowe, a jedynie lekko kwaskowe. Zostawiłam na 20 minut. Po zamieszaniu było wyraźnie widać, że przyjemnie zgęstniało.
Gaza którą miałam w domu wydała mi się zbyt rzadka, więc sięgnęłam po sposób naszych babć czyli pończochę. Wzięłam nową, cielistą podkolanówkę z lycrą. Porządnie ją wyszorowałam pod bieżącą wodą by pozbyć się zapachu. Naciągnęłam mokrą na duży słoik i ostrożnie wlewałam zakwaszoną miksturę. Delikatnie pomogłam serwatce wydostać się na zewnątrz, tak by jednocześnie nie wycisnąć drogocennego tofu ;).
Zostawiłam na pewien czas by spokojnie kapało, później uformowałam kulkę i zawiązałam supeł na pończosze. Włożyłam tofu na gęste sitko i obciążyłam miseczką by powoli pozbywało się serwatki. Po całej nocy ociekania wyszło około 150g cudownie aksamitnego tofu.
Sama nie wiem czy zrobić z niego mus czekoladowy czy zostawić na śniadanie i dodać szczypiorek z rzodkiewką.

Smacznego! ;))

Domowe mleko sojowe. Napój sojowy.

Bardzo proste w przygotowaniu. Najtrudniejsze jest czekanie, aż soja się namoczy ;). Sklepowe, które piłam były zazwyczaj przesłodzone. Domowe możemy doprawić według własnego gustu. Mleko można pić, dodawać do kawy, ciast czy też zrobić tofu.
Przed snem wypiłam kubek ciepłego mleka z miodem, było bardzo smaczne ;).


Namoczyłam 300g soi i wyszło mi z tego prawie dwa i pół litra mleka!

Ziarna moczyłam przez około 24h w zimnej wodzie. Wsypałam do garnka, wypłukałam, zalałam wodą i odstawiłam w chłodne miejsce by nie skisło. Zrobiłam to wieczorem i następnego dnia o podobnej porze zabrałam się za miksowanie.

Już namoczone ziarna trzeba dobrze wypłukać pod bieżącą wodą. Do blendera wrzucałam po niedużej szklance soi z identyczną ilością wody. Szklanka namoczonej soi i ta sama szklanka wody. Podczas miksowania wytwarza się dosyć dużo piany, dlatego wszystkiego powinno być około połowy pojemnika. Soję z wodą trzeba długo miksować, aby maksymalnie rozdrobnić ziarno. Miksturę wylewałam do dużego i bardzo gęstego metalowego sita umieszczonego na misce. Mleko które wyciekło przelewałam do garnka. Każdą porcję ziaren trzeba zmiksować dwa razy, za każdym razem dodając szklankę wody. Czyli raz soja z wodą i drugi raz już pulpa z wodą. Gdy przerobiłam wszystko, zostawiłam na sicie na jakieś 15 minut, aby mocno okapało.

Sojowe resztki które zostały na sicie podzieliłam na porcje i zamroziłam. Użyję ich później do robienia kotletów, można je również dodać do chleba. Moje miały konsystencję mocno ubitej śmietany z kremówki.

Mleko powoli podgrzałam by się nie zagotowało i nie przypaliło.
Około litr mleka odlałam do butelki do późniejszego wypicia. Troszkę zapobiegawczo dodałam szczyptę soli morskiej, może tak szybko się nie zepsuje. Z reszty mleka zrobiłam próbne tofu.
Proszę bardzo: Domowe tofu.

Smacznego ;)

wtorek, 19 lutego 2013

Ser domowy z kminkiem, śląska hauskyjza.


Potrzeba kilku dni aby go przygotować, ale zapewniam, że warto!
Uwielbiam go jeść na świeżym pieczywie z odrobiną majonezu, pieprzu i z pomidorem ;).

trzy kostki półtłustego twarogu u mnie po 275g
łyżeczka zwykłej soli
dwie łyżeczki sody oczyszczonej
dwie łyżeczki kminku

Do szklanej miski o cienkich ściankach kruszę ser i posypuję go solą, sodą i kminkiem. Delikatnie mieszam całość widelcem tak, aby grudki się nie posklejały. Od razu powinno być słychać jak mieszanka zaczyna musować.


Nakrywam miskę czystą ściereczką do naczyń i zabezpieczam brzegi gumką lub sznurkiem by żadne niepowołane istoty się tam nie dostały. Odstawiam w ciepłe, ale nie bardzo suche miejsce. Zazwyczaj zimą stoi na stoliku w pobliżu kaloryfera. Latem gdy jest ciepło stoi sobie na stole w kuchni.
Proces gliwienia trwa zazwyczaj około trzech dni. W tym czasie nie ruszamy sera. Możemy go jednak powąchać, zapach powinien się zmieniać w słodkawy lekko mdły, ale niezbyt intensywny.
Zdjęcia prezentują wygląd sera w poszczególnych dniach.

Tak powinien wyglądać ser tuż przed smażeniem.
Po trzech dniach, gdy ser po przechyleniu miski lekko się przesuwa, wtedy możemy go smażyć. Nie wolno go próbować gdy jest surowy, podobno przez fermentujące bakterie można się pochorować. Gotowanie zabija bakterie i ser jest gotowy do spożycia. Smażę go na teflonowej patelni, aż jest całkowicie płynny i mocno się gotuje. Trzeba go ciągle mieszać, bo może się przypalać i kipieć.

Podczas smażenia. Lejący się ser. Przelewam do plastikowego pojemniczka. Sera wyda się dużo, ale to głównie piana, która szybko osiądzie.

Od razu po wylaniu litrowy pojemnik był pełny.

Smacznego! ;)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Polenta z wędzonym serem i pieczarkowym sosem.

Przy okazji dzisiejszych zakupów rzuciła mi się w oczy kaszka kukurydziana. Od razu przypomniały mi się wszystkie programy kulinarne i zachwyty nad polentą. Postanowiłam przekonać się na własnej skórze czy to cudo jest faktycznie takie pyszne. Poszukałam, poszperałam i postanowiłam, że użyję tego co mam w domu. Padło na wędzony ser, pieczarki i końcówkę mrożonego szpinaku.
Polenta jest strasznie sycąca, a ja oczywiście od razu zrobiłam więcej i później postaram się pokazać wersję przysmażoną. Resztę ciepłej polenty od razu przełożyłam do pojemniczka by tam ostygła.


Na cztery solidne porcje polenty:
około 100g kaszki kukurydzianej
700ml wrzącej wody
sól
wędzony ser
łyżeczka masła lub łyżka oliwy

Wodę wlałam go garnka z podwójnym dnem i osoliłam. Gdy zaczęła wrzeć powoli zaczęłam wsypywać kaszę i od razu energicznie mieszałam. Dosyć szybko gęstnieje, ale trzeba ją przez około 5 minut gotować ciągle mieszając. Gdy ładnie zgęstniała zdjęłam z ognia i ostrożnie spróbowałam. W sumie smakowało jak kukurydziane chrupki i muszę przyznać, że się troszkę przestraszyłam. Jednak dodałam masło, drobno pokrojony wędzony ser (użyłam półcentymetrowego plastra rolady ustrzyckiej), wymieszałam dokładnie. Nieśmiało spróbowałam i smak był rewelacyjny! Ciężko było mi się oderwać o tej polenty, a do tego był jeszcze uprzednio przygotowany sos.

Na sos:
300g pieczarek
średnia cebula
oliwa
dwa ząbki czosnku
jedna kostka mrożonego szpinaku
100ml słodkiej śmietanki
sól i pieprz

Obraną i pokrojoną w piórka cebulę zrumieniłam na oliwie z dodatkiem soli, dodałam obrane i pokrojone pieczarki. Gdy prawie cała woda odparowała wrzuciłam czosnek pokrojony w plasterki, szpinak i wlałam śmietankę, popieprzyłam. Dusiłam, aż przyjemnie zgęstniało. Polałam wyłożoną na talerz polentę.

Na pewno nie jest to moja ostatnia przygoda z tym włoskim przysmakiem.

Smacznego! ;)

niedziela, 17 lutego 2013

Hummus.

Hummus jest to pyszna pasta z ciecierzycy, pochodzi z Bliskiego Wschodu.

Z biegiem czasu zauważam, że staje się u nas coraz popularniejszy. Sama zasmakowałam w nim już kilka lat temu za sprawą jednego z programów kulinarnych. Zmieniłam jednak przepis dla własnej wygody, a zwłaszcza ze względu na dostępność składników.
Lubię ją zwłaszcza na śniadanie. Smaruję pieczywo i zajadam z kiszonym ogórkiem. Zdarzyło mi się ją też dodać do sosu lub zupy jako lekkie zagęszczenie. Równie wyborna jest w postaci dipu do tego wszystkiego co lubicie. 




500ml suszonej ciecierzycy 

dwie łyżki lub więcej sezamu zamiast pasty tahini
sok z połowy cytryny

siedem łyżek łyżki oliwy z oliwek
sześć ząbków młodego czosnku
solidna szczypta soli morskiej

świeżo mielony kolorowy pieprz
szczypta płatków chili
około pół szklanki wody z gotowania ziaren

Ciecierzycę płuczę, a później moczę przez noc w sporej ilości zimnej wody. Nalewam nawet trzy razy więcej wody niż ziaren. Wpiją one znaczną część wody, a przy gotowaniu prawie cała reszta zdąży odparować. Gotuję bez dodatku soli, aż ziarenka dadzą się rozetrzeć w palcach. Odlewam trochę wody do kubka, a ciepłą ciecierzycę stopniowo wrzucam do malaksera razem z czosnkiem, sezamem, oliwą, sokiem z cytryny, pieprzem, solą i chili. Miksowanie będzie szło opornie, dlatego należy wlać część wody odlanej z gotowania i ziarna dokładać stopniowo. Miksujemy tak długo, aż pasta będzie gładka z maleńkimi oczkami sezamu. Nie należy się przejmować jeśli całość wyjdzie zbyt rzadka. Jeśli humus nie zostanie od razu zjedzony to z każdym dniem będzie się stawał coraz gęstszy. Wyjściowo powinien wydawać się odrobinę zbyt rzadki, bo i po wystygnięciu zmieni konsystencję.

Można oczywiście użyć ciecierzycy z puszki, ale osobiście polecam samodzielnie gotować ziarna. Hummus wychodzi o wiele smaczniejszy, a suszone ziarenka kupimy już w prawie każdym większym sklepie. Sama kupuje je na wagę na pobliskim targu. Są tam ukryte pomiędzy fasolkami, a wychodzą dużo taniej niż w paczkach.


Smacznego! ;)

Niecodzienne sezamki.

Moja mama bardzo lubi smak sezamków, jednak zawsze przeszkadzała jej ich twardość. Nie ukrywajmy, że czasem można sobie zęby połamać ;). Dziś udało mi się rozwiązać ten problem!


Bazowy przepis:
100g sezamu
100g cukru
2 łyżki wody
łyżka płynnego miodu

Wystarczy do bazowego przepisu na sezamki dodać o jakąś łyżkę miodu więcej i przestaną być kruche. Po ostudzeniu zewnętrzna warstwa lekko stwardnieje, a środek pozostanie przyjemnie mięciutki. Na drugi dzień przy dotknięciu wydają się twarde, ale gdy tylko trafią do ust od razu przyjemnie się rozpadają.

Na suchej patelni prażę sezam, aż się razumieni i zacznie pachnieć. Trzeba go ciągle mieszać, bo lubi się przypalić. Uprażony przesypuję do miseczki. Na oczyszczoną patelnię (jeśli na patelni zostanie trochę sezamu to przy robieniu karmelu się spali i nada gorzki smak) wsypuję cukier i dodaję wodę. Potrzeba trochę cierpliwości by woda odparowała i z cukru zrobił się pyszny karmel. Nie wolno mieszać karmelu, bo wtedy się krystalizuje. Wystarczy od czasu do czasu zakołysać patelnią. Gdy cukier zaczyna pachnieć i ciemnieje, ostrożnie wkładam do niego czubek łyżki. Czekam, aż karmel na łyżce ostygnie (zazwyczaj po prostu nią delikatnie macham by się nie ochlapać) i sprawdzam czy jest lepki i ma odpowiedni smak. Jeśli tak jest to zdejmuję patelnię z ognia, karmel na niej nadal się gotuje. Ostrożnie wsypuję sezam z miseczki, po szybkim wymieszaniu dodaję miód i chwilę dokładnie mieszam. Wylałam wszystko na natłuszczoną plastikową tackę i gładko rozprowadziłam łyżką. Odstawiałam do przestygnięcia.
Z jeszcze ciepłej masy odrywa się malutkie kawałki i formule kuleczki. Najlepiej robić to lekko mokrymi palcami. Niby sezamki, a jednak coś innego i jakie pyszne!


Smacznego! ;))

piątek, 15 lutego 2013

Pieczarkowa z makaronem.

Wszyscy w domu uwielbiamy pieczarki, pod każda postacią. Dziś udało mi się kupić kilogram wyjątkowo dorodnych. Zapytałam więc mamę, co chciałaby na obiad: zapiekankę, makaron, a może zupę pieczarkową? Pytanie było retoryczne, mama zawsze chcę zupę ;). Nigdy nie zdarzyło mi się gotować jej tylko ja jeden obiad, na drugi dzień jest tak samo pyszna. Często zdarza się, że gdy zupa zgęstnieje, znika również na zimno.

Z racji na to, że grzechem byłoby ugotować mało, potrzebujemy:

pół kilograma pieczarek
dwie średnie cebule
mały kartonik śmietanki 12%
litr gorącej wody
szczypta tymianku
łyżka suszonego koperku
sól i pieprz
oliwa z oliwek
około 100g nitek jak do rosołu

Obraną i pokrojoną w piórka cebulę smażę na oliwie. Zawsze dodaję sól do smażenia cebuli, bo wtedy szybko puszcza sok, przez co szybciej mięknie. Do zarumienionej cebuli dorzucam obrane i pokrojone pieczarki. Gdy cała woda w nich zawarta odparuje i nabiorą złotego koloru, dolewam gorącą wodę. Dodaję pieprz, sól, tymianek i chwilkę gotuję. Wlewam śmietankę i po ponownym zagotowaniu do zupy wrzucam makaron. Oczywiście można ugotować go osobno, ale wtedy przydałoby się lekko zaciągnąć zupę mąką. Po co dodawać sobie pracy skoro można wykorzystać tę zawartą w makaronie? Gdy nitki są już prawie miękkie, a zupa odpowiednio na nasz gust doprawiona, dorzucam koperek. Wybieram ten suszony, bo ma dla mnie intensywniejszy smak. Mieszam i zdejmuję zupe z ognia i odstawiam na jakieś 10 minut by lekko przestygła. Po tym czasie jest cudownie gęsta, aromatyczna i nie przypomina już wrzącej lawy, więc można ze smakiem zajadać.



Smacznego! ;)

czwartek, 14 lutego 2013

Domowe krówki.

Aby jeszcze bardziej osłodzić dzisiejszy dzień proponuję zrobić krówki!
Oto mój bazowy i najprostszy z możliwych przepis.

Na śmietankowe krówki potrzebujemy:
500ml śmietanki 30%
pół szklanki cukru

Na teflonową patelnie wylewam śmietankę i wsypuję cukier. Mieszam i smażę, aż całość się zredukuje, zarumieni i zacznie przyjemnie lepić. Lepkość i smak najlepiej sprawdzić kapiąc masą na talerzyk, inaczej można się mocno poparzyć. Patelnia nie może być za niska, bo podczas smażenia śmietanka będzie się pienić i może próbować uciec ;). Masa zamieni się w krówkę po około 15-20 minutach intensywnego bulgotania.
Kiedy kolor i intensywność wydają mi się odpowiednie, wylewam masę na wysmarowany olejem półmisek, można też płaską foremkę wyłożyć folią spożywczą. Chodzi o to by nie trzeba było się siłować z odklejaniem krówek. Gdy masa lekko przestygnie kroję ją na niewielkie porcje. Na ciepło można ją dowolnie formować.


Smacznych Walentynek! ;))

środa, 13 lutego 2013

Orzotto z pieczarkami i suszonymi pomidorami.

Gdy mam ochotę na coś wykwintnego, a nie mam czasu ani chęci stać przy risotto i ciągle mieszać, gotuję orzotto. Po prostu zamiast ryżu, używam kaszy pęczak. Jest to pyszne i bardzo sycące danie, tym razem w wersji wegańskiej.

Na cztery spore porcje potrzebujemy:

pół kilograma pieczarek
dwie średnie cebule
dwa centymetrowe paski skórki z cytryny
cztery suszone pomidorki z oliwy
cztery ząbki czosnku
pół łyżeczki tymianku
270ml kaszy pęczak czyli szklanka i trochę
około trzech szklanek gorącej wody
sól i pieprz

Obrane i pokrojone pieczarki smażę na oliwie z cebulą w piórka. Solę i pieprzę, dorzucam pomidorki pokrojone w kostkę oraz drobno pokrojoną skórkę cytrynową. Równie dobrze można ją otrzeć na tarce. Dodaję tymianek i czosnek pokrojony w plasterki. Gdy cała woda z pieczarek odparuje wsypuje pęczak i czekam, aż się podsmaży i wchłonie wszystkie smaki. Po kilki minutach dolewam gorącą wodę w proporcji 2:1 z kaszą. Dokładnie mieszam, przykrywam pokrywką, zmniejszam ogień i zapominam o całości na jakieś 15 minut. Po tym czasie warto przemieszać i sprawdzić czy woda się wchłonęła, a kasza zmiękła. Do swojej musiałam dolać jeszcze jakieś pół szklanki wody, bo była twarda. Trzeba często próbować by w razie potrzeby doprawić. Konsystencja całości powinna być lekko lejąca, bo nie dodaję sera ani masła.
Orzotto posypałam posiekaną rukolą, która dodała lekko pieprzowego smaku.



Smacznego! ;))

wtorek, 12 lutego 2013

Kaktajl z pomelo i banana.

Zimą, gdy marzymy o koktajlu ze słonecznych truskawek, lubię się pocieszyć i osłodzić czas oczekiwania czymś innym, równie pysznym i z dostępnych składników.

Na cztery porcje koktajlu potrzebujemy:
połówkę pomelo
jednego dużego banana
dwa duże kubki jogurtu naturalnego
łyżkę miodu do smaku

Do wysokiego naczynia kroję obranego banana i pozbawione błonek cząstki pomelo. Przekładam jogurt naturalny i całość blenduję na gładko. Jeśli koktajl po spróbowaniu wyda nam się zbyt kwaśny, można dodać łyżkę miodu i ponownie zmiksować.


Smacznego!

Leniwe z białym serem i ziemniakami

Smak mojego dzieciństwa. Delikatne, puszyste i rozpływające się w ustach kluseczki. Do tego banalnie proste w przygotowaniu. Zawsze mi się udają.

1,5kg ziemniaków
3x 275g paczki chudego białego sera
szczypta soli
dwie łyżki mąki ziemniaczanej
sześć łyżek mąki pszennej

Ziemniaki obieram, gotuję i studzę. Można też użyć ziemniaków z poprzedniego dnia. Kolejno przeciskam je przez praskę do ziemniaków, można też je potraktować maszynką do mięsa lub tłuczkiem. Kruszę ser do masy ziemniaczanej, solę i dosypuję mąkę ziemniaczaną oraz pszenną. Całość szybko zagniatam w kulkę. Najlepszym narzędziem do tego jest oczywiście ręka.



Nastawiam duży garnek z lekko osoloną wodą i zanim woda się zagotuje przygotowuje pierwsze kluseczki. Oprószonymi mąką rękami odrywam niewielki kawałek i na desce formuję go w wałeczek. Za pomocą noża odcinam nieduże kawałki. Wrzucam do gotującej się wody na nie więcej niż 3 minuty. Chwilkę po tym jak wypłyną są już ugotowane.


Na sos:
kawałek masła
kilka łyżek trzcinowego cukru

Na patelni topię kawałek masła i wsypuje cukier. Gdy mikstura zaczyna bulgotać dorzucam kluski. Po krótkim obsmażeniu i pokryciu się sosem, pyszne danie jest gotowe.
Zamiast maślanego sosu można leniwce polać miodem lub zajadać z ulubionym jogurtem. Pełna dowolność.



Smacznego! ;))

niedziela, 10 lutego 2013

Pizza z patelni na czosnkowym sosie.

Z okazji wczorajszego Dnia Pizzy. Łatwa w przygotowaniu, pyszna i chrupiąca pizza z patelni. Sprawdza się na wyjazdach, gdzie zazwyczaj nie mamy dostępu do piekarnika.


Składniki na 6 pulchnych placków o średnicy 18cm:

trzy szklanki mąki pszennej typu 650
łyżeczka cukru
łyżeczka soli
paczka suchych drożdży 7g
cztery łyżki oliwy z oliwek
270ml letniej wody

Suche składniki wsypałam do miski i wymieszałam ze sobą, dolałam oliwę i wodę. Całość chwilę wyrabiałam drewnianą łyżką. Ciasto powinno być sprężyste i lekko lepić się do łyżki lub ręki. Po wyrobieniu zostawiam kulkę ciasta w misce i lekko oprószam mąką, przykrywam czysta ściereczką i odstawiam w ciepłe miejsce na około godzinę. Po tym czasie masa zazwyczaj potraja swoją objętość.
Posypuję deskę, wałek i ręce mąką. Odrywam kawałek ciasta i rozpłaszczam go w dłoniach. Na desce za pomocą wałka delikatnie wyciągam boki placka. Jeśli będziemy długo wałkować, ciasto po upieczeniu będzie twarde. Z tego przepisu wychodzi na tyle sprężyste, że przed położeniem na patelni możemy je jeszcze porozciągać w dłoniach.
Na mocno rozgrzanej i suchej patelni (używam teflonowej) kładziemy placek i smażymy około jednej minuty, aż od spodu będzie lekko zarumieniony, a na wierzchu będzie widać pęcherzyki. Od razu po odwróceniu placka, przypieczoną stronę smarujemy ulubionym sosem tak by nie wyciekał na boki i układamy wybrane składniki. Nakrywamy całość pokrywką na jakieś trzy do pięciu minut. Sama czekam, aż ser się rozpuści.

Do mojej pizzy użyłam prostego i niezawodnego sosu czosnkowego, podsmażonych z cebulą pieczarek, blanszowanych brokułów, kukurydzy i żółtego sera.


Sos czosnkowy:
dwa duże kubki jogurtu naturalnego
łyżka majonezu
sześć ząbków czosnku
sok z połowy cytryny
kilka kropli tabasco
sól i pieprz do smaku

Do pojemniczka przekładam jogurt i majonez, drobno utarty czosnek, sok z cytryny, tabasco, pieprz i sól. Całość mieszam. Sosu robię zawsze więcej, bo na następny dzień jest jeszcze smaczniejszy. Stanowy też bazę do wyśmienitego czosnkowo pomidorowego sosu. Wystarczy do czosnkowej bazy dodać kilka łyżek koncentratu pomidorowego. Równie chętnie używam go do smarowania pizzy lub maczania frytek.



Smacznego! ;))

sobota, 9 lutego 2013

Wegańskie pączki.

Z racji na miniony Tłusty Czwartek, mamie zachciało się pączków. Od lat nie jem kupnych, więc postanowiłam zrobić swoje. W końcu mamie się nie odmawia ;).

Na 64 małe pączki wycinane foremkami do ciasteczek:
2,5 szklanki mąki pszennej typu 650
szklanka ciepłej wody
opakowanie suszonych drożdży
duża łyżka cukru
cztery łyżki oleju
łyżka octu
pół litra oleju rzepakowego do smażenia

Mąkę wsypałam do miski razem z cukrem i drożdżami. Wlałam olej, ocet i stopniowo dolewałam wodę. Chwilę wyrabiałam drewnianą łyżką, aż ciasto było lekko lepkie. Posypałam z wierzchu mąką, przykryłam ściereczką i odstawiłam na godzinę w ciepłe miejsce. Po wyrośnięciu odrywałam niewielkie kawałki ciasta i oprószonym mąką wałkiem robiłam około pół centymetrowe placki z których foremką do ciastek wycinałam pączki. Wycięte układałam na oprószonej mąka desce i dałam im dwadzieścia minut na ponowne wyrośnięcie. W garnku rozgrzałam olej i smażyłam maleństwo w niewielkich porcjach. Szybko rosły i się rumieniły. Wykładałam już gotowe na papierowy ręcznik by odsączyć nadmiar tłuszczu.










Zamiast zwykłego lukru wymieszałam naturalny jogurt z miodem. Doskonale się spisał w roli oszusta. Na górę dołożyłam odrobinę cukrowej posypki.Pączki wyszły bardzo lekkie i niezwykle smaczne.

Pierwszy raz robiłam z wegańskiego przepisu i nie sięgnę już po inny. Były zjadane jeszcze na ciepło i ze wszystkich 64 ostygnąć zdążyło może 15! ;))

Smacznego!