Zapraszam Was dziś na burgera cudownie delikatnego, z dyni i ciecierzycy!
Na około 17-20 kotletów:
dwie szklanki suchych nasion ciecierzycy
listek laurowy
trzy duże kulki ziela angielskiego
700g dojrzałej dyni olbrzymiej
trzy łyżki siemienia lnianego
trzy łyżki ziaren sezamu
trzy duże ząbki czosnku
centymetrowy kawałek imbiru
kawałek ostrej papryczki chili
spora garść rukoli
trzy duże listki szałwii
sól morska
świeżo mielony kolorowy pieprz
trzy kopiaste łyżki mąki ziemniaczanej
około 100ml wody z gotowania ciecierzycy
Za przygotowanie ciecierzycy trzeba zabrać się dzień wcześniej. Ziarna należy umyć pod bieżąca zimną woda i zostawić w celu namoczenia co najmniej na noc w dużej ilości ziemnej wody.
Następnego dnia gotuję ją do miękkości z dodatkiem ziela angielskiego i listka laurowego. Nie solimy jej, bo długo będzie twarda. Po ugotowaniu nie odlewam wody i łyżką cedzakową przekładam ziarna do malaksera. Mi wyszło na trzy razy i każdą z porcji miksowałam na gładszą. W pierwszej zostawiłam trochę większe kawałki, aby wzbogaciły konsystencję kotlecików. Następna była drobniejsza, a ostatnia na prawie gładką masę, aby była lekko papkowata i posklejała składniki. Gdy ciężko się miksuje dolewam odrobinę wody, dlatego pojawiła się w przepisie.
Podczas gotowania ziaren zajmuję się dynią. Obieram ją ze skórki i wydrążam środek. Nie wyrzucam pestek tylko je czyszczę i układam na ręczniku papierowym by wyschły. Można je później zjeść lub do czegoś dodać. Oczyszczoną dynie myje i trę na grubej jarzynowej tarce. Dodaję do rozdrobnionej cieciorki. Wcieram imbir oraz obrane ząbki czosnku. Drobno siekam chili oraz umytą rukolę, razem z siemieniem i sezamem dodaję do reszty składników. Mieszam ręką uzbrojoną w gumową rękawiczkę. Na koniec stopniowo dodaję mąkę ziemniaczaną by zagęściła całość. Masę trzeba bardzo dokładnie wymieszać.
Kotlety formowałam rękami w rękawiczkach. Powinny się dać łatwo kształtować. Masa jest miękka i delikatna, ale się nie rozpływa. Warto upiec kotlecika kontrolnego i sprawdzić smak oraz konsystencję. Moim była potrzebna solidna szczypta soli i dokładka chili. Usmażyłam tylko tyle kotletów ile oszacowałam, ze zjemy na raz. No może o jeden więcej ;). Resztę masy przełożyłam do plastikowego pojemniczka, zamknęłam i schowałam w lodówce. Przed kolejnym smażeniem ponownie trzeba wymieszać. Wytrzymała w lodówce cztery dni, potem się skończyła ;). Podczas pobytu w lodówce smaki pięknie się przegryzły!
Podałam je z pełnoziarnista kajzerką, keczupem, domowym ogórkiem kiszonym i sałata dębową. Pyszności!
Smakują również jako dodatek do obiadu. Były pyszne ze smażonymi ziemniakami i cukinią.
Smacznego! ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz