Jak już zapewne Wam wiadomo uwielbiam tego typu kotleciki. Na te nawet moja mama nie mogła się doczekać i tylko co chwilę przychodziła do kuchni i pytała czy może w czymś nie pomóc ;). Po obiedzie powiedziała: "wiedziałam, że będą pyszne, ale nie że aż tak!". Kochana mamunia ;)).
Wyszły aromatyczne, miękkie w środku i chrupiące na zewnątrz.
500ml suchej ciecierzycy
osiem kulek ziela angielskiego
dwa liście laurowe
dziesięć ząbków czosnku
sok z połowy cytryny
płatki chili
dwie kopiaste łyżki mąki ziemniaczanej
150ml płatków owsianych
pół pęczka szczypiorku
sporo morskiej soli
świeżo mielony pieprz
pół szklanki wody z gotowania ziaren
100g sezamu
Opłukane ziarna moczyłam przez noc w dużej ilości zimnej wody. Następnego dnia ugotowałam je do miękkości z dodatkiem ziela angielskiego i listków laurowych. Nie solimy jej, bo długo będzie twarda. Po ugotowaniu nie odlewam wody i
łyżką cedzakową przekładam ziarna do malaksera. Wyjmuję oczywiście listek i kulki. Mi wyszło na trzy razy i
każdą z porcji miksowałam na gładszą. W pierwszej zostawiłam trochę
większe kawałki, aby wzbogaciły konsystencję kotlecików. Następna była
drobniejsza, a ostatnia na prawie gładką masę, aby była lekko papkowata i
posklejała składniki. Gdy ciężko się miksuje dolewam odrobinę wody,
dlatego pojawiła się w przepisie.Do zmiksowanych ziaren dodałam utarte drobno lub przeciśnięte ząbki czosnku, dużo soli, pieprz, trochę płatków chili, sok z połowy cytryny, posiekany szczypiorek,płatki owsiane i dwie łyżki mąki. Wymieszałam dokładnie wszystkie składniki, najprościej jest jakby wcierać łyżką płatki do masy. Połączone składniki odstawiłam na jakieś 15 minut by płatki wchłonęły nadmiar wilgoci.
Kotleciki formowałam w dłoniach z jednej łyżki masy. Powinny być miękkie, ale nie papkowate. Każdy z nich obtoczyłam w sezamie wsypanym do miseczki. Lekko trzeba kotlecika przycisnąć, by sezam od razu z niego nie odpadł. Lekko otrzepałam nadmiar ziarenek i smażyłam na rozgrzanym oleju, aż zrobiły się złote i w kuchni pięknie pachniało czosnkiem i sezamem. Myślę, że dobrym pomysłem jest usmażenie jednego kotlecika kontrolnego, spróbowanie i w razie potrzeby doprawienie masy przed smażeniem kolejnych.
Następnym razem może spróbuję je upiec w piekarniku, bo na patelni i tak miałam pełno skwierczącego sezamu. Plusem tego jest to, że olej był pięknie aromatyczny ;).
Do kotlecików podałam lekko słodką sałatkę z zielonego ogórka, zielonych listków pekińskiej, naturalnego jogurtu, odrobiny miodu, koperku, pieprzu i soli. Pasowała idealnie!
Smacznego!
Kotleciki wygladaja pysznie i pieknie je opisalas. Dziwi mnie tylko dlaczego sezam na zdjeciach jest taki jasny, skoro byly smazone:-)Chetnie je kiedys wyprobuje:-)
OdpowiedzUsuńNie tylko na zdjęciach jest taki jasny. Bałam się, że przy smażeniu się przypali, a on nawet porządnie się nie zarumienił! To był surowy, nieprażony sezam. Może dlatego, nie wiem ;).
UsuńPycha!! Wypróbowałam kolejny przepis z tego bloga i jest super!! Bardzo dobre kotleciki. Pewnie następnym razem poeksperymentuje z różnymi dodatkami. Panierka z sezamu jest świetna!
OdpowiedzUsuńCieszą mnie wszystkie komentarze, a takie w szczególności! Dziękuje i pozdrawiam, kimkolwiek jesteś! ;)
Usuń